Tymczasem umysł Edwarda szybko przegrywał walkę z wyzwaniem ciała nieznajomej, które całą jego rezerwę zdawało się obracać w potrzebę zaspokojenia przemożnego pożądania.

- Absolutnie. - Odpukaj! - poleciła Imogen. - Myślę, że teraz będziesz musiała złożyć porządne zeznanie na policji - powiedziała Flic do Imogen już na górze. - Nie. Nie ma mowy. - Musimy kuć żelazo, póki gorące, bo inaczej wrócimy do punktu wyjścia. - Nie będę z nimi gadać... uprzedzałam cię. - Znów miała w oczach ten dziki wyraz. - Sama obiecywałaś, że mogę odmówić, pamiętasz? 302 - I miałam rację, ale on wciąż się tu kręci, nie? I wciąż jest wolny jak ptak! - Nie będę zeznawać. - Imogen była nieprzejednana. - Nie zmusisz mnie. Flic milczała, pogrążona w myślach. - Czemu tak się wkurzyłaś tam na dole? - Imogen wykorzystała chwilę ciszy, by zmienić temat. - Byłam zszokowana, nie wkurzona. - Przez chwilę wyglądałaś jak upiór. - Tak? - Flic wzruszyła ramionami. - Może dlatego, że widziałam się http://www.medycyna-i-zdrowie.info.pl/media/ - Zdaje pan sobie sprawę, że naruszyliśmy całe mnóstwo zasad, żeby pójść panu na rękę? - Phil Bianco uświadomił to Matthew już przy pierwszym spotkaniu. - I jak rozumiem, nie tyle ze względu na pańskie zdolności, ile na to, że jest pan pupilkiem Laszla Kinga. - Według Wolfa Brautigena - oświadczył Matthew, starając się nie dostrzegać ani sarkazmu rozmówcy, ani własnego przypływu niechęci do tego człowieka o śnieżnobiałej fryzurze na jeża i w okularach w złotej, designerskiej oprawce - ten etat był nieobsadzony, a ja posiadałem odpowiednie kwalifikacje. - Podobnie jak co najmniej trzech mieszkańców Wielkiej Brytanii, których nazwiska mógłbym wymienić - odparł chłodno Bianco. - Jak poszło?

W ciągu ich krótkiej znajomości już tyle razy był na nią taki wściekły, że chętnie skręciłby jej kark, ale naprawdę nigdy nie zamierzał jej urazić. - Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało - powiedział, zniżając głos. - Oczywiście, że chciałeś. Wiadomo, co powszechnie myśli Sprawdź policzka. Powiedział: — Miałem dziewięć, może osiem lat, kiedy ojciec zabrał mnie i kilkunastu innych chłopców, głównie moich kuzynów, do Luwru. Był tam pewien malarz, Antonio. 170 Pomagał ojcu nas oprowadzać. Powiedział, że jeśli każdy z nas wybierze sobie obraz, który mu się podoba, namaluje nam jego kopię, byśmy ją sobie powiesili w sypialni. Tempera wstrzymała oddech. Wiedziała, co teraz usłyszy. — Moi koledzy mieli bardzo różne gusta — mówił książę. — Większości podobały się sceny bitewne, niektórym alegoryczne. Pamiętam, że jeden z kuzynów dosyć zadziwił