- Powiedziałem, płynę z wami! Daj mi broń, albo pójdę tam z gołymi rękami.

- Cicho bądź i rozsuń te twoje przeklęte nogi! Robiłaś tak przecież dla niego! - Właśnie to próbuję ci powiedzieć! - zawołała, usiłując go odstraszyć. - Knight mnie zaraził francuską chorobą! Michaił zamarł bez ruchu, wpatrując się w nią uważnie. - Wiesz, jaki z niego rozpustnik! - Becky usiłowała wytrzymać jego spojrzenie, modląc się w duchu, żeby jej uwierzył. Michaił skrzywił się szyderczo i podciągnął spuszczone spodnie, lecz ulga, jaką Becky poczuła, nie trwała długo. Nadal leżała pod nim na ławie, gdy Kurkow sięgnął po pistolet. - Doskonale. Zrobimy to inaczej. Och, teraz mnie zastrzeli, pomyślała. Lecz ku jej zdumieniu Michaił, z okrutnym uśmiechem, rozładował broń i położył kulę na stole. Nabój stoczył się z niego i padł na ziemię, gdzie utknął pomiędzy dwiema kamiennymi płytami posadzki. - Nieważne - mruknął, przytykając lufę do jej warg. - Pocałuj to! - zażądał. Uchyliła się ze wstrętem, gdy potarł pistoletem o jej usta. Wstrzymała dech, kiedy wcisnął go między jej nogi, ogrzewając długą lufę o wewnętrzną stronę ud. Dopiero wtedy dotarło do niej, co on zamierza zrobić. Zaczęła krzyczeć i miotać się zaciekle, usiłując wytrącić mu kopniakiem broń z ręki. Michaił zaśmiał się tylko i znów przygniótł ją swoim ciałem do ławy. - Leż spokojnie, bo będzie z tobą jeszcze gorzej! Nagle zapukano do drzwi. - Wasza wysokość! Proszę na słowo! Błagam! http://www.gastromed.com.pl Zdawało mu się, że dosłyszał w jej głosie nutkę sarkazmu, gdy jednak na nią spojrzał, nie zobaczył nic poza zwykłym uprzejmym uśmiechem. - Pomyślałem, że moglibyśmy jechać nad morze. - Bardzo chętnie. Ruszyli naprzód wolnym kłusem i nim zdążyli wyjechać poza teren stajni, dwukrotnie zapytał ją, czy jest jej wygodnie. - O, tak. Doskonale - skłamała. Przecież nie może mu powiedzieć, że takie tempo ją nuży i że ma ochotę na ostry galop. - Dziękuję, że mnie ze sobą zabrałeś. Słyszałam, że poranna przejażdżka to dla ciebie świętość. Przyjrzał jej się z uśmiechem, zadowolony, że tak dobrze trzyma się w siodle. - To prawda - powiedział. - Czasem dopiero po godzinie jazdy konnej nadaję się do kontaktów ze światem. Ale to nie znaczy, że od czasu do czasu nie mam ochoty na towarzystwo. Te słowa nie do końca były prawdą. Odkąd Blaque wyszedł z więzienia, wolność Edwarda została poważnie ograniczona. Niemal nie mógł zrobić kroku, by nie natknąć się na ochroniarza. A tymczasem nic się nie działo. Niecierpliwie czekał, aż Blaque uderzy, ten jednak zwlekał. Oczy Bennetta pociemniały od tłumionego wzburzenia. Marzył, by móc osobiście i ostatecznie policzyć się ze starym wrogiem Bissetów. Myśląc o tym, bezwiednie dotknął blizny pod łopatką. Pragnął zemsty. Widząc wyraz jego oczu, Bella poczuła się nieswojo. Człowiek, na którego patrzyła, nie był tym beztroskim księciem, o którym czytała w raportach. Drakula też musiał wyczuć mroczny nastrój swego pana, bo niespodziewanie zarżał i rzucił nerwowo głową. Nieznaczny, wprawny ruch ręką wystarczył, by zwierzę opanowało się i posłusznie biegło dalej. Obserwując tę scenę, Bella pomyślała, że w Edwardzie, podobnie jak w niej samej, drzemią dwie natury. W zależności od sytuacji potrafił być łagodny albo surowy, uprzejmy lub arogancki. - Czy coś się stało? - zapytała półgłosem.

- Niewiele dbam o reputację, gdy Kozacy depczą mi po piętach! - No i kto tu jest szalony?! - zawołał za nią. - Nie masz pieniędzy ani domu, nie znasz nawet Londynu. Zwolniła kroku i się obejrzała. - Nie wiem, co zrobię, ale to nie twoja sprawa. Poradzę sobie jakoś. Prawo jest po mojej stronie. Sprawdź Ręce jeszcze jej drżały po przeżytym strachu. - Chętnie. - Rushford stanął koło niej i zaczął przeglądać butelki. Nagle spojrzał na jej lewą dłoń. Uniósł ją i przyjrzał jej się uważniej. - A więc to coś poważnego! Nosi pani sygnet Aleca! - wyjąkał, puszczając jej rękę i mierząc ją wzrokiem. Becky zerknęła na wielki złoty sygnet i uśmiechnęła się żałośnie. - Och, lordzie Rushford, tak naprawdę nie jestem tego pewna! - I pokiwała głową. Przyjrzał się jej z zaciekawieniem. Nalał do dwóch kieliszków sherry. - No, no. Niech się pani nie martwi - mruknął współczująco. - Proszę mi mówić Nick. Podał jej kieliszek z pełnym zaintrygowania uśmieszkiem. - Może usiądziemy? Niech mi pani opowie, co ten hultaj właściwie zrobił. 12 Alec wrócił o czwartej, znużony i zniechęcony. Udało mu się wpisać na ostatnie wolne