przestraszyć. - Muszę odwołać zajęcia - wyjaśniła. Znieruchomiał, a po chwili zmarszczył brwi. W jego wzroku usiłowała odnaleźć jakikolwiek element zagrożenia, ale Doug wydawał się zwyczajnie zatroskany. Fakt ten jeszcze bardziej ją wystraszył. Zmienia się w człowieka, jakiego pragnie ofiara - teoretyzował wcześniej doktor Andrews. Życzliwość. Tego pragnie każda kobieta. Kogoś, kto jest życzliwy. - Przykro mi to słyszeć. Ale wszystko jest w porządku? - Gdzie byłeś wczoraj? - Byłem chory. Przepraszam. Dzwoniłem do ciebie do domu, ale najwyraźniej już wyszłaś. - A wieczorem? - W domu, z żoną. Dlaczego pytasz? - Wydawało mi się, że cię widziałam. W restauracji. - Niemożliwe. Przyjechałem tu na chwilę po moje papiery, a potem pojechałem prosto do domu. - Do żony? - Tak. - Jak ona ma na imię? - Laurie. Kimberly...? http://www.zsskolbuszowadolna.com.pl Zaczął się kołysać. Ramiona mu drżały. Wtedy z jego ust wydobył się niski, straszny dźwięk - śmiech. Suchy, mrożący krew w żyłach chichot. - Wiadomość w butelce - powiedział śpiewnie. - Wiadomość w pieprzonej butelce! Nagle spuścił głowę. Śmiech przerodził się w szloch. - Kimberly... Rainie, zabierz mnie stąd. Po chwili zrobiła, o co prosił. 17 Greenwich Village, Nowy Jork Do Nowego Jorku jechali bez słowa. Rainie kierowała, Quincy siedział oparty o okno. Miał zamknięte oczy, ale Rainie wiedziała, że nie śpi. Do mieszkania córki mieli dojechać za godzinę. Wolała nie myśleć o przebiegu rozmowy. Biedna Kimberly, niedawno była na pogrzebie swojej siostry,
– Chyba że w grę wchodzi przebranie. – Quincy miał na twarzy dziwny uśmiech. – Przebieranki wśród psychopatów nie są tak rzadkie, jak mogłoby się wydawać. – Świetnie, jeszcze więcej dwuznaczności. Tego właśnie nam potrzeba. Teraz Vander Zanden? A może pani Vander Zanden? – Jak najbardziej. Prowadź. Rainie odwróciła się i wpadła na jakiegoś mężczyznę. Właśnie miała przeprosić, kiedy Sprawdź - powtórzył posłusznie Quincy. - Czerwone światło dla obrzydliwie słodkich określeń. - Głaskał ją po włosach. On też jakoś nie śpieszył się do tego, żeby wstać. Pochylił głowę, żeby lepiej ją widzieć. - A tak dla uściślenia, co kwalifikuje się jako obrzydliwie słodkie imię? Wolę nie myśleć, że się starałem, a mimo to nie mam żadnych szans. - Cukiereczek, pączuś i temu podobne - odparła Rainie. - Mam na myśli określenia, które sprawiają, że ich użytkownikom od razu chciałoby się podać insulinę albo walnąć w łeb! - A zatem żadnych określeń z dużą ilością glukozy? - Właśnie. Nie mów do mnie „cukiereczku", to ja nie będę mówiła do ciebie „ogierku". - Nie wiem... - odparł spokojnie Quincy. - „Ogier" nawet mi się podoba... 217