w jego zagadkowe oczy i czuła, ¿e znowu ogarnia ja goraca

- Nie kłamałem... - Przestań! Po prostu przestań! - Wyciągnęła ręce w jego stronę i cofnęła się o krok. Czuła, jak zalewają gorycz. Wściekłość sprawiała, że drżały jej mięśnie. - Ktoś, nie wiem kto, przysłał mi to wszystko. Dostałam to wczoraj, no i wróciłam tutaj, żeby wyjaśnić sprawę. Gdzie jest moja córka, tato? - wycedziła przez zęby, które zaciskała tak mocno, że aż bolała ją szczęka. - Co z nią zrobiłeś, do jasnej cholery? - Ależ kochanie... - Przestań! I to natychmiast! Nie nazywaj mnie kochaniem ani cukiereczkiem, ani dziecinką, ani panieneczką, ani żadnym innym czułym określeniem, dobrze? Ja jestem już dorosła, jeśli nie zauważyłeś, i nie uda ci się wywinąć z tego słodkimi słówkami, sędzio. Nie jestem małą dziewczynką. Dobrze wiem, że nie należy wierzyć ani jednemu słowu, jakie pada z twoich kłamliwych ust, a przyjechałam tu tylko po to, żeby odnaleźć moje dziecko, sędzio, moją córkę. - Stuknęła się w pierś kciukiem. - Twoją i kogo jeszcze? - zapytał. Już się nie uśmiechał, a w głosie słyszała dawny, dobrze jej znany szorstki ton. - To... to nie ma znaczenia. - Czyżby? - Sędzia rozrzucił papiery na stole i zmarszczył brwi, mrużąc oczy za okularami w szerokiej oprawce. - Dziwne, nie uważasz? Dostajesz dowód, że masz dziecko, w tym samym tygodniu, w którym Rosę McCallum ma być zwolniony z więzienia. - Co? - Nogi się pod nią ugięły. McCallum nie może odzyskać wolności. Jeszcze nie teraz. I nigdy. Strach ściął jej krew. Nagle zrobiło jej się gorąco, a zaraz potem zimno. - Och, a więc nie wiedziałaś? - Sędzia znowu rozsiadł się na krześle i bawił kościaną rączką laski. Zerknął na córkę znad okularów. - Tak, Ross będzie wolnym człowiekiem. Aha, jeśli chodzi o Nevadę Smitha, nadal mieszka http://www.wylecze.pl/media/ 212 Co to było? Z mocno bijacym sercem odrzuciła kołdre i wyskoczyła z łó¿ka. Spokojnie, powtarzała sobie w myslach. Czuła zimna stru¿ke potu spływajacego po plecach. Obeszła pokój, łazienke, garderobe, zajrzała nawet za zasłony, szukajac sladu czyjejs wrogiej obecnosci. Niczego jednak nie znalazła. Deszcz spływał po szybach, w które dzwonił wiatr. Była sama. - Wez sie w garsc - powiedziała do siebie, ale w srodku cała sie trzesła. Czuła bolesny ucisk w ¿oładku. Czy rzeczywiscie kogos słyszała, czy te¿ ten straszny głos nale¿ał do złego snu? Przygładziła palcami włosy i przeszła przez apartament, oswietlony przycmionym swiatłem lamp.

- Sprawy służbowe? - zapytała Lydia. - Nie - Shelby starała się podtrzymać żartobliwy ton rozmowy. - Gorąca randka. - Z seńorem Smithem? Shelby się spięła. - Nie, przyłapałaś mnie. Tylko się z tobą drażniłam. Żadna randka. Pomyślałam, że pojadę do miasta i zrobię zakupy. - Włożyła do ust kolejne winogrono i przełknęła. - A tak dla ścisłości, to ja nie chodzę na randki z seńorem Sprawdź był tu w ciagu kilku ostatnich dni, nie zawracał sobie głowy ¿adnymi wpisami. - Chodzmy stad - zwrócił sie Nick do Marli. Ochroniarz wypuscił ich przez sterowane elektronicznie szklane drzwi, które zamkneły sie za nimi z cichym trzasnieciem. Nick od razu poczuł sie lepiej. Bo¿e, to miejsce jest wiezieniem, chocby nie wiem jak luksusowo zostało wyposa¿one. Na zewnatrz słony wiatr gnał po niebie kilka białych, strzepiastych chmur. Mewy krzyczały, muskajac w locie lsniace wody zatoki, w powietrzu czuło sie ju¿ nadciagajaca zime. Było zimno. Rzesko. Mroznie. - Conrad zawsze był głupim, starym draniem - powiedział Nick, kiedy szli na parking.