- Przed prezentacją musimy jeszcze powtórzyć z pańską kuzynką zasady dworskiej

Przez długą chwilę diuk patrzył na niego bez słowa. - Co zamierzasz, Kilcairn? - Ożenię się z nią. Starzec osłupiał. - Po co? - Mam swoje powody. - Jeśli pan ją poślubi, nie będzie już potrzebowała mojej ochrony przed oskarżeniami lady Welkins. Pańskie nazwisko stanowi równie skuteczną tarczę, jak moje. Ożeń się z nią, człowieku, i zostaw Rettingów w spokoju. Lucien potrząsnął głową. Zaczynał się domyślać, po kim Alexandra odziedziczyła upór. - Nie. To musi być pańskie nazwisko. I niech pan nie prosi o wyjaśnienie, bo nic nie powiem. - I tak nikt by mu nie uwierzył. - Kiedy ma dojść do wzruszającego pojednania? - W środę wydaję przyjęcie. - Teraz czekała go najtrudniejsza chwila. - Zjawi się pan? Diuk westchnął ciężko. - Nie jestem pewny, czy chcę w panu wroga, Kilcairn. Przyjdę. - Bez Virgila. - Bez Virgila. Gdy o zachodzie słońca Lucien wśliznął się do piwnicy, Alexandra pomyślała, że http://www.warszawaginekolog.com.pl/media/ - Naprawdę? - Tak, a masz śliczną cerę. - Dziękuję, Lex. Podopieczna wzięła sobie jej radę do serca i natychmiast zainteresowała się swoim odbiciem w lustrze nad kominkiem. Gdy zasiadły do stołu, była w dużo lepszym humorze niż nauczycielka. - Co chcesz dzisiaj robić? - zapytała Alexandra. - Twój kuzyn będzie nieobecny do wieczora, a mama idzie na obiad, więc zostajemy w domu same. - Chcę poćwiczyć tańce. Szczególnie walca. - Już jesteś doskonałą tancerką, Rose. Zresztą nie możesz publicznie tańczyć walca, póki u Almacków nie zostaniesz wprowadzona do towarzystwa, co się stanie, dopiero kiedy zostaniesz przedstawiona na dworze, a to z kolei... - Nastąpi za dwa tygodnie, kiedy skończę osiemnaście lat. To takie głupie. Jestem

- Dzień dobry. Gdzie Szekspir? - Jeden ze stajennych wyprowadził go rano, o czym zapewne pan dobrze wie. Sama potrafię zająć się psem. - Ma pani teraz pilniejsze zadanie - odparł, ruszając w dół po schodach. - I dużo trudniejsze. - Lubię poranne spacery, milordzie. Sprawdź - Nic nie szkodzi. - Philip położył jej rękę na zaciśniętej dłoni. - Ja coś już upatrzyłem, w sam raz na ósme urodziny mojego skarbu. Nie doczekawszy się odpowiedzi, uścisnął małą łapkę. - Chodź, przejdziemy się po hotelu przed powrotem do domu. - Dobrze - bąknęła przez łzy. Z początku była tak osowiała, że nie cieszył jej zwykły rytuał, ale stopniowo rozchmurzyła się, ulegając magii St. Charles. Była znów szczęśliwa, że przemierza hotelowe sale u boku ojca. Tata ją kochał, tego była pewna, obydwoje też kochali to miejsce. Tutaj mama nie mogła zrobić jej nic złego. Kiedy obeszli już wszystkie piętra i upewnili się, że wszystko jest w idealnym porządku, Philip wezwał windę - inspekcja dobiegła końca. - Najważniejsza jest frekwencja - powiedział, gdy wsiadali do pustej kabiny. - Hotel powinien być zawsze pełen gości. Puste pokoje to stracone pieniądze, tym bardziej że personel musi utrzymywać zawsze ten sam standard, czy mamy dwudziestu gości, czy dwustu, rozumiesz? Skinęła głową, a ojciec mówił dalej: - Musisz być dobrą właścicielką, przede wszystkim dbać o potrzeby gości, dopiero potem o własne interesy i własne przyjemności. Nigdy nie rozdawaj za darmo tego, co możesz sprzedać. Nie urządzaj kosztownych bankietów dla przyjaciół, nie faworyzuj łudzi, których lubisz. Napatrzyłem się na hotelarzy, którzy tak postępując, wpadali w tarapaty i bankrutowali. Pilnuj, żebyś nigdy nie znalazła się w sytuacji, w której przyjdzie ci sprzedać St. Charles. To miejsce należy do rodziny, zawsze o nie dbaliśmy, zawsze było dla nas najważniejsze. Zawsze. - Nie zniosłabym, gdybyśmy kiedyś musieli sprzedać St. Charles - powiedziała cicho, podnosząc główkę. - Bardzo kocham nasz hotel. - To dobrze. Pewnego dnia będzie należał do ciebie. - Drzwi windy otworzyły się, ale ojciec nie wychodził z kabiny. Wziął Glorię za rękę i mocno uścisnął małą łapkę.