podpowiadał, że nie jest to nic dobrego. Zanim zjechał, po raz kolejny połączył się z pocztą

– Ale to nie Jen. – Tally nie była do końca przekonana. – Ktoś... Ktoś się z tobą drażni, to pewne, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czego ode mnie oczekujesz, co mam ci powiedzieć. – Spojrzała na zdjęcie. Wzdrygnęła się. – Czy cokolwiek w ciągu ostatnich tygodni jej życia wydawało ci się inne? Nietypowe? Mówiła o czymś? – O Boże... to takie dziwne. Surrealistyczne. – O tak, wiem coś o tym. Ale może jest coś, co ty pamiętasz, a ja nie, coś, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu jej życia? – O Boże, minęło tyle czasu... – Umilkła i już myślał, że nie odpowie, ale w końcu odezwała się: – Jennifer z natury była nieobliczalna i dobrze o tym wiesz. Jednego dnia była taka, drugiego zupełnie inna, trzeciego... jeszcze inna. Nie wiem, czy była szczęśliwa – dodała z grymasem na twarzy. – Sam do tego doszedłem. – Czasy, gdy dzieci są w szkole, są trudne, delikatnie mówiąc. – Nie mówiła nic dziwnego? Nie postępowała... inaczej? – O Boże. – Wbiła wzrok w czubki sandałków i się zamyśliła. – Jak już powiedziałam, minęło dużo czasu. Dręczyła się, bo, no cóż... bo miała kochanka. – Spojrzała na niego czerwona jak burak, ale Bentz tylko skinął głową, dodawał jej otuchy, bo wyglądała, jakby się rozmyśliła. – Jamesa. http://www.tworzywa-sztuczne.net.pl Nie. ‘ Nie poddawaj się! Walcz! O Boże, ból... nie mogę oddychać! Pomocy! Nich ktoś mi pomoże! Przestała walczyć, obiema dłońmi usiłowała poluzować pętlę. Jej palce szarpały skórę na szyi. Głęboko. Za późno. Płuca eksplodowały. Ciało przeszył ból. Serce waliło jak oszalałe. Ogarniała ją ciemność. I w tej jednej straszliwej chwili Laney zrozumiała. Wiedziała, że nie dożyje dwudziestych

niedźwiedź grizzly na białym tle. Bentz minął główne wejście do szkoły, trzymał się z dala od pasa dla autobusu, przejechał obok długiej werandy, przy której uczniowie wsiadali do samochodów i z nich wysiadali. Daleko, na krańcu terenu, zobaczył nieduży placyk oznaczony tabliczką: „Tylko dla personelu”. Zignorował napis, znalazł wolne miejsce, zaparkował, zgasił silnik i czekał. Z tego Sprawdź miasteczka. Spisał wszystkie numery rejestracyjne i przekazał je Montoi. Skoro sobowtór Jennifer zawsze wie, gdzie jest, możliwe, że go codziennie śledzi. Upewni się, że z tymi samochodami wszystko jest w porządku. Uważnie rozglądał się po okolicy. Wydawało mu się, że nikt go nie obserwuje. Nikt nie czai się za rogiem. Po drugiej stronie szerokiej ulicy był sklep spożywczy i stacja benzynowa, nieco dalej przycupnął budynek – sądząc po wyglądzie, sklepy na dole, biura na górze. I dalej bar, w którym wczoraj spotkał się z Hayesem. Nigdzie nie widział srebrzystego chevroleta. Niespokojny i pełen energii po kilku godzinach nad komputerem, podszedł do samochodu. Według Hayesa powinien spakować manatki i wracać do Nowego Orleanu. Nie ma mowy. Ktoś się z nim drażni, udając jego nieżyjącą żonę. Śledząc go.