Bardzo powoli Sandy wyciągnęła łyżkę i zamieszała zawartość miski. Po chwili na

– Boi się! Jest wściekły, nie rozumie... – Powiedział Charliemu Kenyonowi, że chciałby pociąć Shepa na kawałki i przepuścić je przez mieszarkę! Jezu, Sandy, tu nie chodzi o zwykły brak posłuszeństwa. Nie złapałaś Danny’ego na paleniu papierosów, czy na wagarach. On jest zamieszany w potrójne morderstwo. W najlepszym razie dostarczył narzędzia zbrodni. W najgorszym – zabił z zimną krwią dwie ośmioletnie dziewczynki. Na miłość boską, kobieto, oprzytomniej! – Mój syn nie jest mordercą! – A może jest! I co mamy z tym fantem, do cholery, zrobić? Rainie przerwała, zadyszana. Sandy też z trudem łapała powietrze. Patrzyła na Lorraine Conner i wydawało jej się, że jeszcze nigdy nikogo tak nie nienawidziła. Jak ona śmiała mówić o Dannym w ten sposób. Po tych wszystkich kolacjach u O’Gradych. Po tym, jak Danny tyle razy prosił, żeby usiadła obok niego. Był taki słodki i zapatrzony w tę zimną, nieczułą... I nagle zdała sobie sprawę, że oczy Rainie dziwnie błyszczą. Że policjantka zacisnęła usta, żeby się nie rozpłakać. Z gardła Sandy wydarł się szloch. W spojrzeniu Rainie dostrzegła wszystkie prawdy, którym mozolnie próbowała zaprzeczyć, a teraz stanęła wobec nich bezbronna. Danny był samotnikiem. Ulegał atakom złości. Nie dogadywał się z Shepem i kolegami w szkole. I, dobry Boże, świetnie znał się na broni. Nauczył się wszystkiego od ojca. Świat zaczął wirować. Sandy chwyciła krzesło i trzymała się go mocno. http://www.stomatologwarszawa.edu.pl/media/ spełnienia tego dziwacznego żądania; kazano mu pójść na środek morza, to poszedł, a woda uginała się pod nim, ale go utrzymywała, czemu Wasilisk, pamiętający o ewangelicznym chodzeniu po wodzie, nie nazbyt się dziwił. Szedł sobie i szedł, odmawiając Wierzę w Boga przez całą noc, a potem i cały dzień, aż pod wieczór lęk go ogarnął, że nie znajdzie pośród wodnego pustkowia miejsca, które wskazał mu palec. I wtedy czerńcowi objawił się drugi z rzędu cud, co w żywotach świętych nie zdarza się często. Kiedy się ściemniło, starzec ujrzał daleko przed sobą żarzącą się iskierkę i skręcił ku niej, a po pewnym czasie zobaczył, że to sosna, płonąca na szczycie wzgórza, wzgórze zaś wznosi się wprost z wody, a za nim jest znowu ziemia, bardziej płaska i szeroka (był to obecny Kanaan, największa wyspa archipelagu). I osiedlił się Wasilisk w pieczarze pod nadpaloną sosną. Przeżył tam jakiś czas w zupełnym milczeniu, nieustannie w myśli zmawiając modlitwy, a rok potem Pan Nasz dopełnił obietnicy: przyjął skruszonego grzesznika do siebie i dał mu miejsce przy swoim

* * * – Że z pustelnią coś jest nie w porządku, nasi dawno już mówią. – Tak zaczął swoją niewiarygodną opowieść brat Antipa, uspokoiwszy się nieco pod wpływem otrzymanych policzków i herbaty. – W samo Przemienienie, tuż przed nocą, wyszedł Agapiusz, nowicjusz, na mierzeję wyprać spodnie odzienie starszym braciom. Nagle widzi – przy Rubieżnej na wodzie jakby jakiś cień. No, cień to cień, mało to się po ciemku człowiekowi przywidzi? Sprawdź Rainie wyprostowała się. Spojrzała na niego ze szczerym zainteresowaniem. – Pytam poważnie. Jaka jest twoja eksżona? Agent westchnął z rezygnacją i otworzył butelkę. Potem wyciągnął się na brzuchu w poprzek dużego łóżka. Rainie oparła stopy o biodro Quincy’ego. Podziwiała linię jego szyi wyłaniającej się z rozpiętego kołnierzyka białej koszuli. – Bethie jest dobrą matką – powiedział w końcu. – Zawsze wspaniale opiekowała się naszymi córkami... córką. Córkami. – Jak się poznaliście? – W college’u. Kiedy robiłem doktorat z psychologii. – Jest psychologiem? – Nie. Bethie pochodzi z zamożnej rodziny. W tych sferach college jest sposobem na znalezienie odpowiedniego męża. Szkoda... ma niezwykły umysł. – Jest ładna? – zapytała Rainie.