Z kąta powiało chłodem. Młody mnich skręcił w tamtą stronę, wpatrując się w ciemność. Najpierw pod nogami zachrzęściły odłamki szkła, a potem dopiero Pelagiusz dojrzał ogromną dziurę, wybitą w przezroczystej ścianie oranżerii. Usiadł na ziemi, zasłonił twarz rękoma. Och, nieszczęście! Guliwer i liliputy „Przyjdziesz jeszcze? Przyjdź. Bo inaczej on mnie niedługo zabierze. Przyjdziesz?” Głos Aloszy Lentoczkina – zwłaszcza dziecinna, pełna nieśmiałej nadziei intonacja, z jaką wymówione było ostatnie słowo, tkwiły Pelagiuszowi wyraźnie w pamięci i teraz, kiedy już niczego nie można było zmienić – tak dręczyły duszę, że chłopak zakrył sobie uszy dłońmi. Nie pomogło. Nie trzeba było śledzić zbrodniarza, tylko ratować biednego Aleksego Stiepanowicza, być cały czas obok, strzec, uspokajać. Przecież było jasne (i mniszka napisała to w liście do Mitrofaniusza), że złoczyńca nie zrezygnuje ze swoich ofiar, że zamęczy je, dobije. Jak można było nie dosłyszeć w mamrotaniu Aloszy błagania o pomoc? Pelagiusz jeszcze jakiś czas dręczył się tą myślą, po czym westchnął, wstał z ziemi, strzepnął z podołka uczepiony okruch szkła i ruszył w drogę powrotną. Niech Korowin dowie się o zaginięciu swojego pacjenta rano, od ogrodnika. Nie ma co tracić czasu na niepotrzebne wyjaśnienia, a w dodatku nie wiadomo jeszcze, jaką rolę w całej tej historii odgrywa sam doktor. I nie ma też co głowy sobie teraz łamać nad tym, co się stało, http://www.stomatologkrakow.org.pl W tym samym momencie usłyszała przeraźliwy krzyk: – Nie! Nie! Stała twarzą w twarz z trzynastoletnim Dannym O’Grady, bladym jak płótno i uzbrojonym w dwa pistolety. 4 Wtorek, 15 maja, 14.43 Abe Sanders, detektyw ze stanowego wydziału do spraw zabójstw w Oregonie, zasiadł właśnie do późnego lunchu – ogromnej kanapki z kiełbasą i podwójną porcją sera. Cieszył się, że żona nie może go teraz zobaczyć. Zaraz zaczęłaby jęczeć i lamentować, wczuwając się już w rolę wdowy po ofierze cholesterolu. Abe zazwyczaj przestrzegał zaleceń zdrowej diety, wobec czego w wieku czterdziestu dwóch lat wciąż mógł szczycić się szczupłą sylwetką. Ale dzisiaj miał parszywy dzień. Margaret Collins, atrakcyjna blondynka, która obsługiwała wydziałowe telefony,
– Zgadza się. – Jeździ pan od miasta do miasta i przesłuchuje dzieciaki, które zamordowały inne dzieci? – Tak. Pokręciła głową. Nie wiedziała, czy jest bardziej zdumiona, czy pełna podziwu. – Z wypadkami drogowymi nieźle sobie radzę – oświadczyła. – Z pijackimi burdami, bójkami na noże, nawet od czasu do czasu z domowymi awanturami też. Ale to, co się stało Sprawdź Richard Mann uśmiechał się do niej czarująco. Miał na sobie czarne dżinsy i czarny golf, przez co jego sylwetka rozmywała się trochę w zapadającym zmierzchu. Brązowe włosy ufarbował na blond, podobnie jak brwi i rzęsy. Efekt był zdumiewający – z młodego konserwatysty zamienił się w gwiazdę rocka. Rainie rozumiała, co to znaczy. Richard nie zamierzał dalej odgrywać roli psychologa szkolnego w Bakersville. Tutaj została mu jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia. – Zaglądałem pod werandę – powiedział. – Czemu go przeniosłaś? – Miałam swoje powody. – Odwiedziłaś dzisiaj Danny’ego, prawda? Teraz już na pewno wiesz, że możesz mi się zwierzyć. Właściwie jestem chyba jedyną osobą w tym mieście, która potrafi cię naprawdę zrozumieć. – Jesteś obrzydliwym, nienormalnym draniem, Richardzie. A ja jestem gliną. Niczego nie rozumiesz.