powaga.

- Gówno prawda. - Nick zmru¿ył oczy, patrzac uwa¿nie na Aleksa, który, zanim przeszedł do rodzinnej firmy, pracował jako adwokat i odnosił spore sukcesy. - Dlaczego tobie i matce tak bardzo zale¿y, ¿ebym wprowadził sie do domu? Alex zawahał sie z odpowiedzia. - Chcecie miec nad wszystkim pełna kontrole, prawda? Nie tylko nad tymi dokumentami, ale i nade mna. - Zawsze byłes podejrzliwy - prychnał Alex. - Za to mi płacisz. ¯ebym ruszył swoja podejrzliwa głowa. Czy¿ nie? - spytał Nick. - Czego tak naprawde ode mnie chcesz? Mogłes wynajac jakiegokolwiek dobrego konsultanta, których pełno jest w tym miescie. Nie trzeba byc geniuszem, ¿eby wiedziec, jak zaoszczedzic pieniadze. Troche 195 ciec, podwy¿ka cen, stworzenie wy¿szego marginesu zysków albo zwiekszenie sprzeda¿y przy ju¿ istniejacym... A jesli chodzi o twoja sytuacje rodzinna, to mogłes przecie¿ wynajac pielegniarki, guwernantki czy inne osoby do towarzystwa dla Marli, matki i do opieki nad dzieckiem. Naprawde, nie sadze, ¿ebys mnie tu potrzebował. - Spojrzał na elegancki, szyty na http://www.sienatori.pl/media/ którego i tak nie byłaby w stanie dosiegnac, w gara¿u nie było nic. Nic jej ju¿ nie pomo¿e. Jesli nie zdoła wejsc do komputera, on sie wscieknie i... i... o Bo¿e, nie mogła nawet myslec o tym, co mo¿e wtedy spotkac Jamesa. Winda zjechała na dół, drzwi sie otworzyły i Monty wepchnał ja do srodka. James marudził głosno, co wprawiało Monty'ego w coraz wieksza irytacje. - Zamknij sie - warknał do dziecka. - Jest zmeczony. - Co za pech. Ucisz go. - Wiec mi go oddaj. - Wyciagneła rece, ale Monty brutalnie ja odepchnał, ¿e uderzyła w przeciwległa sciane

swego czasu wykorzystywała w dokumentach i broszurach firmy zajmujacej sie obrotem nieruchomosciami w Sausalito. 156 Nie mo¿na było uznac Pam za sobowtóra Marli Cahill, ale z pewnoscia była do niej podobna. Tony ju¿ wielokrotnie ogladał te zdjecia, ale im bardziej przeciagała sie sprawa, tym wieksze Sprawdź W środku było jej dziecko. Wreszcie się spotkają. Serce podchodziło jej do gardła. Przygryzła dolną wargę. Walczyła ze łzami. - Elizabeth - szepnęła, kiedy samolot zakończył kołowanie i zatrzymał się. Po kilku minutach wysiadły z niego trzy osoby. Pilot pomógł Marii i chudziutkiej dziewczynce w dżinsowych szortach i kurtce zeskoczyć na ziemię. Shelby poczuła piekące łzy w oczach. Poranny wiatr, pachnący kurzem i świeżo ściętą trawą, drażnił jej nozdrza i rozwiewał splątane, długie do ramion włosy małej. Shelby nie protestowała, kiedy Nevada ją objął, żeby dodać otuchy. W głębi duszy powtarzała sobie, że się nie rozklej, nie uroni ani jednej łzy. Elizabeth przywarła do Marii. Jej twarz pobladła, oczy były duże i wystraszone, a kroki niepewne. Och Boże, nie będzie łatwo. - Witajcie - wydusiła Shelby, kiedy podeszli bliżej. Maria obejmowała ramieniem dziewczynkę, którą wychowała. Uśmiechnęła się niepewnie.