Detektyw westchnął z rezygnacją, miał już wyraźnie dość tej rozmowy.

Hrabia zamknął drzwi niewielkiego pokoju, przylegającego do salonu. - Dopuścisz. - Nie ujdzie ci to na sucho! Ludzie znają prawdę o tobie i mojej córce. - Wygląda na to, że kilka osób zostało wprowadzonych w błąd - powiedział spokojnie. - Razem z lady Welkins zadbamy o... zniszczenie twojej kochanicy, jeśli nie wrócisz tam natychmiast i nie powiesz wszystkim, że żartowałeś i że to ty poślubisz Rose. Kilcairn podszedł wolno do ciotki. - Robert żeni się z Rose, bo oboje tego pragną. - Wcale cię nie obchodzi, czego oni chcą, Lucienie. - Owszem. A jeśli spróbujesz im przeszkodzić, bardzo mnie rozgniewasz. Kobieta cofnęła się o krok. - Nie groź mi. Zmrużył oczy. - Ja? O ile sobie przypominam, to ty przed chwilą miotałaś groźby. Ale teraz z nimi koniec, zwłaszcza wobec Alexandry. Ona nic ci nie zrobiła. Prawdę mówiąc, jesteś jej winna podziękowania. - Podziękowania? - Dość tego! - warknął. - I tak nie ożeniłbym się z Rose. Panna Gallant uczyniła z niej damę, która może obracać się w najlepszym towarzystwie. - Miała zostać hrabiną! http://www.revelare.pl - Bebe, kochanie, powinnaś chyba wracać do szkoły. Dziękuję ci za informację. Bardzo mi pomogłaś. - Cieszę się, że mogłam się na coś przydać. - Dziewczyna nie potrafiła ukryć satysfakcji. Omal nie zacierała rąk, taka zdawała się zadowolona z siebie. - Nie chciałabym, żeby Gloria i Liz miały z tego powodu kłopoty, rozumie pani. Byłoby mi przykro, gdyby przeze mnie... - Nawet o tym nie myśl. - Hope odprowadziła ją do drzwi. - Zajmę się wszystkim. - Spojrzała Bebe prosto w oczy. - I wszystkimi. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI Dwa dni po balu maskowym ziściły się najbardziej koszmarne przeczucia Liz. Trwał właśnie wykład siostry Mary Catherine o „Poskromieniu złośnicy” Szekspira, kiedy dyrektorka przez dyżurną wywołała ją z lekcji i kazała przyjść do swojego gabinetu. A tam czekała już na nią Hope St. Germaine. Wszystko się wydało. Liz spojrzała z przerażeniem na nieoczekiwanego gościa, potem na siostrę Margueritę. Wyciągnęła drżącą dłoń, w której trzymała zieloną kartkę oznaczającą wezwanie na dywanik, wręczoną jej przed chwilą przez dyżurną. - Siostra chciała mnie widzieć? Dyrektorka wyszła zza biurka z nie zwiastującą nic dobrego miną. - Zamknij za sobą drzwi i podejdź bliżej. Liz ledwie mogła oddychać, tak była przerażona. Rozpaczliwie szukała w myślach innych niż sobotni bal powodów, które mogły sprowadzać matkę Glorii do przełożonej. Nic nie przychodziło jej do głowy.

Rose skinęła głową i weszła pierwsza do jadalni. Hrabia wstał na ich widok. Jego szare oczy przesunęły się po kuzynce, a następnie pomknęły ku nauczycielce. - Kuzynie Lucienie. - Dziewczyna dygnęła i usiadła na krześle, które podsunął jej Wimbole. - Co masz na sobie? - zapytała matka surowym tonem. - Nigdy nie widziałam... - Właśnie - zawtórował jej siostrzeniec. - Przynajmniej raz wyglądasz jak człowiek. Sprawdź - Harcerzyk mówi, że Claire cię tu przyprowadziła. Ponownie skinęła głową. - Wkrótce się przekonasz, że Harcerzyk wie wszystko o wszystkich. To po pierwsze. Po drugie, jesteśmy zgraną załogą, u nas człowiek zawsze może liczyć na innych. Widząc, że nadal milczy, Santos pomyślał, że powinien zostawić ją w spokoju. Podniósł się z podłogi. - Jak będziesz czegoś potrzebowała, daj mi znać. Postaram się pomóc, jeśli tylko będę mógł. Dopiero teraz uniosła twarz i popatrzyła na niego dłużej. Oczy i policzki miała mokre. Była bardzo ładna - ciemnoblond włosy, duże niebieskie oczy. Musiała być w wieku Santosa, może trochę starsza. - Dziękuję - szepnęła. - Nie ma za co. - Uśmiechnął się ponownie. - Do zobaczenia. - Zaczekaj. Przystanął w pół kroku. - Ja... - Przez chwilę zmagała się ze sobą, żeby wykrztusić to, co zamierzała powiedzieć. - Ja nie wiem, dokąd... mam iść. Nie mam pojęcia, co ze sobą począć. Czy mógłbyś... mi pomóc? - Spróbuję. - Wątpił, czy będzie w stanie zapewnić jej to, o co prosiła: bezpieczne miejsce do spania, uwolnienie od lęku. Usiadł z powrotem. - Dokąd chciałabyś pójść, Tino?