Wstała, a on poszedł w jej ślady.

Podobało ci się, co? wrzeszczy matka. Ty kurwo od siedmiu boleści! Chciałam, żeby przestał, jęczy Rainie. Zamknij się, zamknij się. Nie miała już siedemnastu lat. Nie była bezbronna. Była funkcjonariuszem policji. Była silna. Odwróciła się twarzą w kierunku lasu, wyprostowała, uniosła głowę i ryknęła: – Wiem, że tam jesteś. Wiem, że patrzysz, panie Dave Duncan, czy jak tam się, kurwa, nazywasz! Chcesz mnie? To stań przede mną jak mężczyzna, ty nędzna kupo gnoju! Jej matka: Kłamiesz. Mogłam się domyślić, że z mojej córki nic lepszego nie wyrośnie. On mnie zgwałcił! Jesteś w ciąży, co? Tylko nie myśl, że ci pomogę. Nie będę płacić za twoje grzeszki. Chcę tylko, żeby przestał... No to ściśnij go za jaja, złotko. To zawsze skutkuje. Musiał gdzieś tam być. Wyczuwała jego obecność. Ten cholerny facet z werandy, drań intrygujący po miejscowych barach. Głupiec, któremu udało się manipulować uczniami, więc myśli, że może zadrzeć z kimś takim jak ona. Rainie wbiegła do domu. Chwyciła oburącz lufę strzelby jak atakującego węża. Była już gotowa. Znowu wypadła na dwór. Podniosła broń do góry, wysoko aż pod czarne, aksamitne niebo. – To jakiś żart? Myślisz, że możesz mnie wkurzać? Pierdol się! Znajdę cię, sukinsynu. Znajdę cię, więc pierdol się! http://www.pucharkamikadze.pl/media/ nach, a może już o nich wie. Muszę też zrobić spis nazwisk. Rainie spojrzała na zegar. Minęła północ. - Quincy - zaczęła. - Nic mi nie jest. - Jestem niedaleko. Za godzinę mogę być u ciebie. - I co wtedy, Rainie? Wszystko będzie dobrze, bo będziesz próbowała mi pomóc? - Nic podobnego! - A czego się spodziewałaś? Zrozumienie to nie to samo co litość. Chy¬ ba że w twoim świecie. - Quincy... - Dzięki za wieści, pani detektyw Conner. Dobranoc. Trzasnął słuchawką. Rainie zmarszczyła brwi i o wiele delikatniej

zbyt daleko. Zastanawiała się, czy on siedzi w ciemnym pokoju. Zastanawiała się, czy znów nie jadł kolacji, tak jak wcześniej odpuścił sobie lunch i śniadanie. Zastanawiała się, ile jeszcze godzin będzie niecierpliwie cho¬ dził, zanim nie zaśnie z wycieńczenia. Zastanawiała się też nad tym, że chociaż znali się tak dobrze, nadal tak wiele ich dzieliło. - Muszę kończyć - powiedział Quincy. - Rano pogadam z Everettem. Sprawdź przyglądać się szczelinom między płytami chodnika. – Jeśli naprawdę chcesz zacząć nowe życie, Rainie – powiedział łagodnie Quincy – zrób to. Wybacz sobie. Idź do sądu i daj przysięgłym szansę, żeby i oni mogli ci wybaczyć. Jesteś dobrym człowiekiem. Jesteś świetną policjantką. Zapytaj, kogo chcesz w Bakersville. Zapytaj Sandersa. Zapytaj Luke’a. Zapytaj mnie. Jestem przemądrzałym agentem FBI, ale gdybym mógł znowu z tobą pracować, byłby to dla mnie zaszczyt. – Och, zamknij się, Quincy. Przez ciebie zaraz się rozpłaczę. – Rzeczywiście. Otarła kąciki oczu i pociągnęła głośno nosem. Cholerny agent. – Co zamierzasz zrobić? – Może masz rację. – Oczywiście, że mam rację. Jestem ekspertem. – Muszę się jeszcze tyle nauczyć. – Rainie...