dotknięta do żywego Carrie. Dla niej ten pocałunek był

Mimo że Carrie nie chciała żadnej pomocy, wkrótce bardzo polubiła tę dziewczynę. - Cześć wam - powiedziała Helen, wchodząc pod nisko wiszące gałęzie drzew oliwnych. - A co ty tutaj masz? - zapytała Danny'ego, który uniósł do góry rączki pełne opadłych kwiatków. Danny pisnął uradowany i podarował jej wszystkie kwiatki, jakie zdołał zebrać. - Przepraszam, że musiałaś mnie szukać - odezwała się Carrie. - Nie mam siły wdrapywać się pod tę górę. - Ależ nic się nie stało. - Helen się uśmiechnęła i Carrie po raz pierwszy pomyślała sobie, że być może ona też chętnie wyrwała się poza mury posiadłości. - Czy mogę pójść z Dannym nad wodę? - spytała Helen. - Oczywiście. - Carrie nałożyła chłopcu kapelusik. - Wiesz, że Danny uwielbia się chlapać w wodzie. Helen wzięła dziecko na ręce i poszli na sam brzeg zatoki. Carrie patrzyła na nich i myślała o tym, jak http://www.psychoterapiamikolow.pl/media/ poskrobał się w ucho. - A przy obecnym stanie śledztwa nie możemy go zamknąć nawet za bicie dziecka, a co dopiero za morderstwo żony. - Ale to on, prawda? - Reed z uporem maniaka próbował przekonać samego siebie. - Mamy ten paszport. Może wersja Patstona jest w jakimś stopniu prawdziwa. Może naprawdę miała spotkać się z koleżanką, ale on zobaczył, że zabiera paszport, doszedł do wniosku, że żona chce od niego odejść, i zabił ją w złości. - Skrzywił się. - No tak, tylko ona umarła w tym cholernym lasku. - I nafaszerowana prochami. - Może on je w nią wmusił, a potem wsadził w samochód

Jak się wyjaśniło, skrawek pergaminu wisiał na słupie nie pierwszy dzień. - Czarownicy? Za zjawą? - ze sporym lekceważeniem zainteresowało się babiszcze. - Zgadli - po lekkim zamęcie potwierdziłam. - A co tam wróżyć? – zachichotał tłuścioch. - Chodzicie i chodzicie, spokoju nie ma żadnego! W tym tygodniu wiedźmina ze schodów zrzuciło, wczoraj dajn sam odszedł. Zachlapał, starzec, wszystkie kąty woskiem i zioła nadymił - u odegrało się to na gospodyni - migreną. A wy z czym przyszliście? Gospodyni powiedziała - bez dyplomu nikogo nie wpuszczać, dosyć. Bo wynajęliśmy tamtym razem druida-samouka, tak u gospodyni kotka ukochana przepadła i dotychczas skądś z pod podłogi padliną razi! - Mam dyplom. -- włożyłam rękę za pazuchę i rozwinęłam przed nosem ciotki zmięty zwitek z pieczęcią. - My piśmienności nie nauczeni - przewarczała z niekłamanym szacunkiem. – Pójdę do gospodyni i zreferuję. Sprawdź szczęśliwa, mając ją u siebie. Gdyby tylko wiedziała, gdzie się podziewa Joanne i czy nic jej nie zagraża, po prostu położyłaby się przy Irinie, głaskałaby jej ciemne włoski i cieszyłaby się tą nocą. Ale nie wiedziała. Trzeba obdzwonić szpitale. To powinno jej przynieść ulgę. Niecałą godzinę później, ustaliwszy, że nikogo o nazwisku Joanne nie przywieziono ani do pogotowia, ani do szpitali Whipps Cross i Waltham General, Sandra zasiadła w fotelu z filiżanką mocnej, dobrze osłodzonej herbaty, w nadziei, że jej to przyniesie