chodziła tyle razy, podlewajac kwiaty i malujac porecze. 327 Pewnie czesto opalała sie na któryms z ogrodowych krzeseł, ustawionych pod daszkiem na górnym pomoscie. Marla odczuwała głeboki smutek na mysl o tej kobiecie, której nie pamietała. Weszła na schodki. Na górze tak¿e wszystkie okiennice były zamkniete. - Mam wra¿enie, ¿e chodze po jej grobie - powiedziała Marla, krzy¿ujac ramiona. Woda z cichym pluskiem uderzała o słupy pomostu. Marla patrzyła na Angel Island po drugiej stronie zatoki i myslała o kobiecie, z która jechała samochodem, o kobiecie, która widziała na zdjeciach. Ale niczego nie potrafiła sobie przypomniec. Ciagle nie znała odpowiedzi na pytania, dreczace ja od chwili, kiedy wyszła ze spiaczki. Potrzasneła głowa i spojrzała na Nicka. - Przykro mi, nic z tego nie bedzie. Skoro twierdzisz, ¿e to dom Pam, wierze ci, ale nie moge tego potwierdzic. - Có¿, to był tylko taki pomysł. Strzał na oslep. - Chybiony, niestety. - Usmiechneła sie Marla. Zaczynała http://www.przydomowaoczyszczalnia.net.pl Angeles, nie w szpitalu Bayview. Ale najwyrazniej w kartach Marli cos na ten temat odnotowano, bo Robertson nie pozwolił mi nawet rzucic okiem na te papiery. - Wezmiemy adres Kylie Paris i pojedziemy tam - powiedział Nick, pocierajac pokryta krótkim zarostem brode. Marli nagle przypomniało sie, jak zaledwie pół godziny temu pocierał swoja szorstka twarza o jej ciało. - A co z rewolwerem? - Zadr¿ała na mysl o tym zimnym kawałku metalu. 416 - Na razie trzymaj go w ukryciu. Z dala od Aleksa. Pokojówka go nie znajdzie? - Nie sadze, nawet gdyby zmieniała posciel.
- Joanna wspomniała cos o problemach w Cahill House. - Słyszałam - westchneła Eugenia. Marla była ciekawa, ile jeszcze jej tesciowa usłyszała. A mo¿e podsłuchiwała pod drzwiami? - Có¿, chyba powinnas znac prawde. - Byłoby miło - przyznała Marla sarkastycznie. Eugenia wło¿yła okulary i opadła na swój ulubiony fotel. Sprawdź zostawić ją z jej przybranymi rodzicami? Nagle sok wydał jej się kwaśny. W gruncie rzeczy nie wybiegała myślami aż tak daleko w przyszłość. Najpierw odnajdzie córkę, a potem zastanowi się nad tym, co powinna zrobić. Telefon głośno zadzwonił. Podniosła słuchawkę. - Halo? - Och, Nińa. - Głos Lydii był stłumiony. - Myślałam, że złapię twojego ojca. - Już pojechał. Jakieś wczesne spotkanie. Powiedział, że może nie zdążyć na kolację. - Pracuje zbyt ciężko. Za dużo od siebie wymaga. Jeżeli nie będzie uważał... - Jej głos znowu przycichł, Po chwili chrząknęła. - Dzwonię, bo trochę się spóźnię. Aloise jest w szpitalu. - Aloise Estevan? - zapytała zdumiona Shelby. Była przekonana, że sam Bóg musiałby interweniować, żeby oderwać Lydię od jej domowych obowiązków. Zresztą, nawet w takim przypadku Wszechmogący musiałby zapewne stoczyć walkę. - Si. Si.