– Dojdzie do siebie. To był paskudny upadek – odrzekła Lucy.

stwierdził Kit. - Jak zbiegowie. - Słusznie - przyznała lady Drewsbury. - Christopherze, siądź przy mnie. Sin stłumił przekleństwo. Ale Victoria już zaczynała patrzeć na niego podejrzliwie, więc odsunął jej krzesło z przodu loży i sam zajął miejsce obok niej, modląc się w duchu, żeby Sophie L'Anjou nie rzuciła spojrzenia w ich kierunku. Kiedy lokaj przyniósł porto, Sinclair z trudem oparł się pokusie, żeby wychylić swój kieliszek do dna. Upadek na parter nie byłby najlepszym sposobem na ukrycie się przed Sophie. Gdy kurtyna poszła w górę, osunął się niżej na krześle. Teatr był wypełniony po brzegi. W królewskiej loży po drugiej stronie sali siedział ze świtą sam książę Jerzy i żywo interesował się publicznością. Zwłaszcza kobietom poświęcał dużo uwagi, obserwując je przez lornetkę wysadzaną drogimi kamieniami. Kiedy na scenie pojawiła się Sophie L'Anjou http://www.przedszkole-pobiedziska.pl - Oczywiście, że się zmieniłam. Straciłam wnuka. - Babciu, Sin dopiero co wrócił - odezwał się Christopher. - Daj mu chwilę spokoju. Bystre niebieskie oczy nadal taksowały Sinclaira. Tego właśnie najbardziej się obawiał przed powrotem do Londynu. W tym momencie myślał o zszarganej reputacji ani nawet o szukaniu mordercy Thomasa. Nie, martwił się, że nie będzie mógł wytłumaczyć babce swojego postępowania w ciągu minionych pięciu lat, a zwłaszcza dwóch ostatnich. - Nie psuj zabawy naszej babci, Kit - rzucił lekkim tonem. - Z pewnością od dawna szykowała mowę powitalną. - Sin! - syknął brat.

- Henrietta, Lord Baggles, Mungo Park, sierocińce, szkoły, biedacy. - Uśmiechnął się lekko. - W dodatku trochę mnie lubisz. - Ale... Uniósł rękę. Najwyraźniej starannie przemyślał swoje argumenty. - Kiedy się przekonałem, że jesteś dobra i wrażliwa, zrozumiałem, że nie mogę przyjąć twojej pomocy. Sprawdź napastnika. - Chyba nie myślałeś, że uda ci się umknąć kary za zabicie mojego brata? - ryknął Grafton, wyciągając pistolet. - Nie wiem, o czym mówisz! - Nie? - Sin zdzielił go łokciem w żebra i kiedy nieszczęśnik zgiął się wpół, szepnął mu do ucha: - Graj dalej. Później wszystko ci wyjaśnię. - Nie! Sinclair przytknął mu lufę do skroni. - To nie była prośba. - Jesteś szalony, Althorpe! - krzyknął wicehrabia naprawdę już przerażony.