myśli w głowie zbiły się w jeden, niezrozumiały dla niego kłębek.

Nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a następnie mała krzątanina w przedpokoju. - Karol przyszedł – powiedziała do Krystiana, po czym odwróciła się na fotelu w stronę drzwi, aby syn mógł ją lepiej słyszeć. – Kochanie, Krystian do ciebie przyszedł! Odgłosy krzątaniny dochodzące z przedpokoju na chwilę ustały, po czym blondyn usłyszał ciężkie westchnięcie. - Chodź do mojego pokoju! – zawołał brunet. Krystian wydął nieco swoje pomalowane błyszczykiem wargi, wstając z kanapy i na odchodnym uśmiechając się jeszcze do mamy przyjaciela. - Naprawdę pyszne ciasto – kadził jej, ruszając do pokoju Karola, którego drzwi były otwarte, a przy biurku stał jego właściciel. – Cześć – mruknął cicho chłopak, zamykając za sobą drzwi i wbijając niepewny wzrok w plecy kolegi. Denerwował się, zupełnie nie wiedział jak to ma wszystko powiedzieć. - Cześć – odparł Karol, wrzucając jakąś czarną torbę za biurko, po czym odwrócił się do Krystiana przodem. - Ostatnio… Um… Nie odbierałeś telefonów i w ogóle – powiedział chłopak mało składnie, uciekając spojrzeniem w bok. - Dziwnie się czuję z tym, że wiesz o moich uczuciach – Karol zaburczał pod nosem, również unikając wzroku blondyna. Usiadł na swoim czarnym, wysłużonym krześle biurowym, opierając ręce na podłokietnikach. http://www.protetyka.org.pl Skierowała lufę w dół i ostrożnie przechyliła się przez poręcz. Poniżej ktoś przyświecał sobie malutką latarką. Bezszelestnie pokonała resztę stopni i zaczaiła się w rogu. Po chwili usłyszała ostrożne kroki. Wychyliła się nieznacznie. W jej stronę szedł mężczyzna, z którym rozmawiała w muzeum. Miał na sobie granatowy kombinezon pracownika obsługi technicznej, w ręku niósł skrzynkę z narzędziami. Widząc tak profesjonalny kamuflaż, pokiwała głową z uznaniem. Spokojnie odczekała, aż ją minął, po czym wysunęła się z ukrycia i przyłożyła mu lufę do żeber. - Spokojnie - powiedziała półgłosem. - Przepraszam, że witam pana w taki sposób, ale wolałam nie ryzykować. - Mademoiselle! - Głos miał opanowany, lecz wiedziała, że musiał być wściekły, że dał się podejść kobiecie. - Podobno miała się pani trzymać dziś z boku. Cofnęła rękę, ale broń nadal miała w pogotowiu. - Lubię wiedzieć, co się dzieje. Udało się panu wywołać spore zamieszanie - pochwaliła. - Szykuje pan dalsze niespodzianki? Czuła, że jest gotowy zabić. Wolała jednak nie ciągnąć go za język, by nie wzbudzić podejrzeń. - Jeśli nadarzy się okazja - burknął niechętnie. - A teraz przeproszę panią i wrócę do pracy. - Oczywiście. - Nie mogła go dłużej zatrzymywać. Najważniejsze, żeby jak najszybciej opuścił teatr. - Czy chce pan, żebym pomogła mu bezpiecznie wydostać się z budynku? - Dziękuję, to już zostało załatwione. Doskonale. Proszę powiedzieć szefowi, że moja akcja nie będzie aż tak spektakularna, ale równie efektywna. Właśnie mieli się rozejść, gdy na górze stuknęły drzwi. - Isabella! Słysząc głos Edwarda, zamarła. Domyśliła się, że człowiek Blaque'a sięga po broń, więc bez chwili namysłu chwyciła go za ramię. - Nie bądź głupi - syknęła. - Jest ciemno, spudłujesz i zepsujesz mi robotę! Wyłącz to cholerne światło! Sama to załatwię.

może mu zaufać. Sądząc z jego wytwornego mieszkania, potrafiłby ocenić wartość kamienia i określić, czy byłaby w stanie odkupić swój dom. Nie mogła się jednak zdecydować. Właśnie wtedy Alec wynurzył się z gotowalni. - Myślałem, że już zasiadłaś do kolacji. Miał na sobie luźne spodnie z naturalnego lnu, podobne, jak na ironię, do kozackich hajdawerów. Sprawdź - Jazda! - Kolejny raz szturchnęła go gniewnie piętą, ale koń po trzech gwałtownych susach stanął dęba, usiłując strząsnąć ją z siebie. Niestety, upuściła postronek, usiłując utrzymać się na jego grzbiecie. Nie mogła okiełznać zwierzęcia, a co gorsza, Kozacy zablokowali jedyne wyjście. Ściągnęli ją z kasztanka, który pognał przed siebie. Daremnie usiłowała się im wyrwać. - Pomóż mi! - krzyknęła do stajennego, walcząc z Kozakiem, który wykręcał jej ręce do tyłu. - Oni chcą... - Co, mam ci jeszcze pomagać?! - wrzasnął, cały czerwony ze złości. - Już ty mi zapłacisz! - i wybiegł w ślad za koniem. Kozacy chwycili ją z dwóch stron za ramiona. Było już po wszystkim. Ale gdy spojrzała ku drzwiom, oniemiała. Jej prześladowcy wpatrywali się w pięknego młodzieńca, zastępującego im drogę ze szpadą w ręce. 5