- Nie muszę panu składać meldunków w tej sprawie, Wasza Wysokość - rzuciła ostro.

- Kocham słońce - odparła. Nie cofnęła się, gdy stanął bardzo blisko. - Legenda głosi, że porzuca pan kobiety z taką samą łatwością, z jaką je zdobywa - dodała z uśmiechem. - Porzucam je tylko wtedy, kiedy mi się znudzą. - Położył dłoń na jej karku i pieszczotliwie pogładził. Jego lekki dotyk znów przypomniał jej pająka. - Mam przeczucie, że pani będzie umiała mnie zabawić. Nie szukam w kobiecie urody. Znacznie bardziej pociąga mnie intelekt. Czuję, że byłoby nam razem dobrze. Zesztywniała. Gdyby ją pocałował, dostałaby torsji. W ostatniej chwili lekko się uchyliła. - Niewykluczone... Jednak najpierw musimy załatwić interesy. Zacisnął palce na jej karku, ale zaraz ją puścił. Czerwone ślady, które po nich zostały, utrzymywały się jeszcze przez długie minuty. - Jest pani ostrożna, lady Isabell. - Nie przeczę. Dlatego zanim zostaną pańską kochanką, chcę zobaczyć na swoim koncie pięć milionów. A teraz, jeśli pan pozwoli, chciałabym już wracać. Zaraz zaczną mnie szukać. - Oczywiście, może pani odejść. - Do końca tygodnia muszę otrzymać to, o co prosiłam. - Wkrótce dostanie pani świąteczny prezent od ciotki z Brighton. Skinęła głową i wyszła. Blaque wrócił na sofę. Usiadł wygodnie i dopalając cygaro pomyślał o tym, że bardzo ją polubił. Nawet trochę żałował, że będzie musiał ją zabić. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Edward skończył czytać akta dopiero późnym popołudniem. Niektóre z materiałów zadziwiły go, inne przeraziły, jeszcze inne wprawiły we wściekłość. I choć przeczytał każde słowo, nadal nie był pewien, czy zdołał poznać Bellę. Mimo to chciał z nią porozmawiać. Zdawał sobie sprawę, że może być już za późno, niemniej chciał spróbować. Zwłaszcza że teraz sam przystąpił do spisku. Myślał o tym, idąc do apartamentów Alice. O tym, co przeczytał i usłyszał, nie mógł powiedzieć nawet bratu, podobnie jak nie wolno mu było uspokoić siostry, wyznając jej, że Blaque został namierzony. Zaczynał rozumieć, jak to jest, kiedy człowiek nie ma wyboru. Teraz on, tak jak Bella, musi grać swoją rolę do końca. Alice i Rosalie omawiały przygotowania do balu. - Edward, z nieba nam spadłeś - powitała go siostra. - Przyda nam się męski punkt widzenia. - Po pierwsze, nie może zbraknąć alkoholu - odparł bez namysłu. Kiedy się pochylił, by ją pocałować, dostrzegł zmęczenie na jej twarzy. - Nie ma z wami Isabelli? - Nie. - Alice pokręciła głową. - Chciałam, żeby odpoczęła. Wczorajszy wieczór musiał być dla niej koszmarem. Dla ciebie pewnie też. Mimo woli przypomniał sobie, jak ją zostawił - bezradnie skuloną na środku łóżka. - To był faktycznie niezapomniany wieczór - mruknął. http://www.prawo-medyczne.edu.pl/media/ O pierwszej ogłoszono przerwę. Alec opłukał twarz wodą i poprosił o herbatę z cukrem. Krążąc dokoła, żeby rozprostować nogi, spojrzał na żagle i pomyślał o małej dziewczynce, której pokojem dziecinnym stał się okręt wojenny, Wcześnie nauczyła się być odważną. Nadzwyczajna istota! Pozwolił umysłowi odpocząć, patrząc na fale. Znów pomyślał o Becky i jej gniewnych wyrzutach. Czy naprawdę chciał ryzykować życie, próbując zabić Kurkowa, tylko po to, żeby przekonać samego siebie, że nie jest samolubny? Uznał to za absurd, choć może kryło się w tym trochę prawdy. Do diabła! Jeśli teraz ją zawiedzie, nie będzie mógł spojrzeć jej w oczy ani samemu w lustro. Śmierć byłaby czymś lepszym niż perspektywa powrotu do niej z pustymi rękami. Myśli te sprawiły mu dotkliwy ból, ale w końcu potrząsnął głową. Nie może sobie na nie pozwalać. Gra się jeszcze nie skończyła! Rześkie powietrze sprawiło, że oprzytomniał.

masywnej, ciemnej sylwetki stojącej w mroku pod drzewami. - Obserwują dom z każdej strony. Sprawdziłam to. Michaił nie tylko szpieguje nas za pośrednictwem służby, ale trzyma pod strażą. - Niech go diabli! - prychnął gniewnie Westland, podchodząc do drugiego okna, przez które ujrzał drugiego Kozaka. Książę pozwolił opaść zasłonie i odciągnął córkę od okna. - Och, Parthenio, to po prostu coś strasznego! - jęknął, wspierając się całym ciałem o Sprawdź - Czy ona nie jest wspaniała? Bella spojrzała na nią pytająco. - Przepraszam, zamyśliłam się. O kim mówisz? - O Tanyi Denali. Jest rewelacyjna. Bardzo rzadko występuje na scenie, więc mieliśmy dużo szczęścia, że zgodziła się przyjąć rolę w naszym przedstawieniu. Bella przyjrzała się postawnej, zgrabnej blondynce. Tanya Denali. Komputerowa pamięć natychmiast wyłuskała wszystkie informacje na temat aktorki. Dwadzieścia sześć lat. Amerykańska gwiazda filmowa. Mieszka w Beverly Hills. Rodzice: Frances i Margaret Denali, wędrowni aktorzy. Dwie siostry, jeden brat. W teczce Tanyi znajdowały się drobiazgowe informacje na temat jej najbliższych. Jedynie brat, Trace, pozostawał zagadką. Co do samej Tanyi, to w materiałach nie było słowa na temat jej ewentualnych powiązań z jakąkolwiek organizacją. Mimo to Bella postanowiła mieć ją na oku. - Ona jest wprost stworzona do roli Julii - westchnęła Alice. - Do tej pory nie mogę uwierzyć, że gra w mojej sztuce. - Jestem pewna, że czuje się zaszczycona, mogąc zagrać w sztuce napisanej przez księżnę Cordiny. Alice ze śmiechem pokręciła głową. - Gdyby sztuka była marna, Tanya nie zagrałaby w niej, nawet gdyby napisała ją sama królowa angielska. Mówiąc szczerze, ta świadomość dodaje mi otuchy. - Członkowie rodziny panującej nie piszą marnych sztuk. Słysząc głos męża, Alice odwróciła się i wyciągnęła obie dłonie. - Jasperze! Co tu robisz? - Interesuję się pracą Centrum Sztuki - wyjaśnił, całując jej ręce. Potem przywitał się z Bellą. - Proszę nie wstawać. Nie chciałem wam przeszkadzać.