Oparłszy się ramieniem o słupek podpierający okap ganku, czekał, aż Shelby przejdzie przez bramę.

Żeby porozmawiać z prawnikiem ojca, uciekła się do mniej uczciwych metod. Podsłuchała, jak jego sekretarka zamawia dla niego stolik na lunch w restauracji na River Walk, zaledwie kilka lokali dalej od tej zacienionej kafejki, i postanowiła go zaczepić. Usadowiła się w takim miejscu, żeby widzieć wejście do restauracji, w której Findley umówił się ze swoim klientem. Czekając, wypiła trzy szklanki lemoniady. Findley miał się spotkać z klientem o pierwszej. Dochodziła trzecia. Shelby ponownie zerknęła na zegarek, zamieszała lemoniadę w szklance i obserwowała frontowe drzwi lokalu. Minęło kolejne dziesięć minut i pomyślała, że zaraz zwariuje. Stolik obok niej był pusty przez kilka minut. Potem usiadła przy nim kolejna para, sądząc po tym, jak blisko zestawili krzesła i jak splatali dłonie po stołem, bardzo zakochana. Częściowo zasłaniali jej widok. Wrony i gołębie krążyły wokół stolików, machając skrzydłami - polowały na okruszki, które spadały na kamienny bruk. No, przyjdź, przyjdź, pomyślała, oglądając się przez ramię w nadziei, że nikt jej nie rozpozna. Od chwili, gdy Nevada opowiedział jej o głuchych telefonach, stała się bardzo, bardziej niż kiedykolwiek, nerwowa. W końcu zobaczyła mężczyznę, którego obraz zdobił recepcję jego kancelarii prawniczej. Orrin Findley był bardzo wysoki, chudy i siwy; opalony na ciemny brąz, miał biały wąsik, nosił skrojony na zachodnią modłę garnitur, krawat na gumce i buty o srebrnych noskach. Był pochłonięty rozmową z klientem; szli wzdłuż rzeki, a potem, po schodach dotarli do głównej ulicy. Shelby zostawiła na stole szklankę i kilka dolarów, a potem, starając 103 się nie zwracać na siebie uwagi, ruszyła za nimi po schodach, do położonego wyżej centrum miasta. Findley i jego klient rozstali się przy błyszczącym czarnym jaguarze prawnika; na tablicach rejestracyjnych widniał napis: S A LAW. http://www.prawidlowabudowa.com.pl Łysiejące czoło sędziego się zmarszczyło. - Co takiego? - Stary Caleb udzielił wywiadu czy czegoś równie nonsensownego magazynowi „Lone Star”, a przynajmniej tak mówili w kawiarni dzisiaj rano. - Dlaczego miałby to zrobić? - Dla pieniędzy. - On umiera. - Nevada zmrużył oczy. - To nieważne. Jeszcze nie umarł i ten stek kłamstw, który doprowadził McCalluma do więzienia, teraz zamieni się w złoto. - Sędzia się skrzywił. - To znów twój problem i twoja wina, Smith. - Moja wina? - Pomogłeś przymknąć McCalluma, a teraz to wszystko kupy się nie trzyma. Właśnie do takich sytuacji dochodzi, kiedy bierze się na świadków włóczęgów i dziwki. To cud, że Ross McCallum w ogóle został uznany za winnego. Przecież nie znaleziono broni, a on tamtej nocy prowadził twoją furgonetkę.

oddała przykrym wspomnieniom z odległej przeszłości. Czy naprawdę minęło aż dziesięć lat? Cała dekada jej życia? Pod pewnymi względami okres ten wydawał się wiecznością, ale miała też wrażenie, że to wszystko zdarzyło się bardzo niedawno... Rozdział 7 Dziesięć lat wcześniej Sprawdź Nie wierzyła mu. Nigdy by mu nie zaufała. Zerkała z niepokojem na pistolet ze srebrną lufą, który McCallum wciąż ściskał w ręce. - Naprawdę. - Schylił się i wsunął do kabiny. - Nie potrzebuję twojej pomocy. - Ależ potrzebujesz, złotko - powiedział i zaczął wodzić swoim grubym paluchem po jej twarzy. - Wynoś się! - Tego nie mogę zrobić. - Mówię poważnie, McCallum. - Ach tak? I co zrobisz? - Przysunął się do niej, a ona szybko uciekła na drugi koniec i wyciągnęła rękę do klamki. Za późno. Złapał ją za szyję swoją wielką łapą i przyciągnął do siebie. O Boże, strasznie mu cuchnęło z gęby. Otworzył usta i pocałował ją. Shelby omal nie zwymiotowała. - Zostaw mnie w spokoju.