– Sądzicie, że drań się domyślił? – wyszeptał Sanders.

– Danielu O’Grady – wyrecytowała, pomagając chłopcu się podnieść – jesteś aresztowany. Masz prawo nie odpowiadać na pytania. Cokolwiek powiesz, może zostać wykorzystane przeciwko tobie. – Nic nie mów – rozkazał ostro szeryf. – Słyszysz mnie, synu? Nic nie mów! – Zamknij się, Shep. Nie możesz zmusić dzieciaka do milczenia i dobrze o tym wiesz. Rozumiesz swoje prawa, Danny? Rozumiesz, że zostałeś aresztowany za to, co zrobiłeś w szkole? – Nie odpowiadaj, Danny! Nie odpowiadaj! – Shep – warknęła Rainie ostrzegawczo. Danny O’Grady nawet nie spojrzał na ojca. W końcu odezwał się: – Tak, proszę pani. – Zrobiłeś to, Danny? – zapytała łagodniej. Usłyszała w swoim głosie zmieszanie, potrzebę potwierdzenia. Znała tego chłopca prawie od urodzenia. Dobry dzieciak. Kiedyś nosił jej odznakę policyjną. Dobry dzieciak. Wzięła się w garść i powtórzyła bardziej stanowczo: – Zastrzeliłeś tych ludzi, Danielu? Zrobiłeś krzywdę tym dziewczynkom? Odpowiedział nieobecnym głosem. – Tak, proszę pani. Chyba tak. 5 Wtorek, 15 maja, 15.13 http://www.poznan-psychiatra.com.pl się stać coś naprawdę złego. Nie rozumiała. Popatrzyła na Kimberly i zobaczyła, jak jej twarz robi się biała jak ściana. - Dziadek... - szepnęła Kimberly. - Nie! - Rainie zamknęła oczy. - Żadne z nich nie pomyślało o ojcu Quincy'ego. Ten stary człowiek, chory na Alzheimera, był w domu starców. -No nie...! - Poproszę z domem starców Cienisty Azyl - warknął Quincy, a po chwili dodał: - Z Abrahamem Quincym proszę! Jak to go nie ma?! Musi tam być! Przecież on wymaga całodobowej opieki lekarskiej! Syn go zabrał? Jego syn, Pierce Quincy zabrał go dziś po południu? Oczywiście, wylegitymowali go państwo. Oczywiście, pokazał prawo jazdy. Jego syn Pierce Quincy... Twarz Quincy'ego zastygła jak maska. Rainie nie mogła się poruszyć. Podejdź do niego - pomyślała - dotknij go. Ale wiedziała, że nie jest w stanie

wziąć się w garść. - Mandy nie umarła. Nie wtedy. Czy to nie powinno było go wystraszyć? - Nawet gdyby odzyskała przytomność, to co by pamiętała? - Rainie wzruszyła ramionami. - Jej ciało mogło jeszcze żyć, ale mózg... - Więc był bezpieczny. - Sądzę, że właściwie wszystko poszło po jego myśli. Sprawdź pogłębiły się, a jego spojrzenie nie było już tak surowe jak zawsze. Przez chwilę wydawał się prawie człowiekiem. - Muszę pani coś wyznać, panno Quincy. Być może to właśnie ja jestem źródłem pani kłopotów. 139 - Co pan chce przez to powiedzieć? - Kimberly wyprostowała się, a jej serce zaczęło bić mocniej. Nie - pomyślała - on nie może się mylić! - Byle nie kolejne moralitety ze strony najsroższego profesora na uczelni. Jej świat się rozpadał i teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebowała, żeby bogowie jej życia nadal pozostali bogami. - Ja pierwszy stwierdziłem, że źródłem pani napadów niepokoju jest stres - powiedział doktor Andrews.