Allbeury obrzucił go twardym lodowatym spojrzeniem.

- Tak, Danny jest synem mego zmarłego brata - potwierdził Nik, nie odrywając wzroku od Carrie. - A w jakim innym celu miałbym tu przychodzić? - Żeby zabrać Danny'ego - warknęła Carrie. - Żeby go uprowadzić, korzystając z okazji, że mnie przy nim nie ma. - Przesadzasz - stwierdził Nikos z irytującą obojętnością. - Pani Plewman może ci powiedzieć, że dzieci nie są wydawane osobom, które nie mają prawa ich stąd zabierać. A poza tym, gdybym rzeczywiście chciał uprowadzić Danny'ego, to mógłbym tu przyjść dużo wcześniej, a nie akurat o tej porze, kiedy ty go zabierasz do domu. R S - Choćby po to, żeby personel mógł nas zobaczyć razem, żeby ludzie się przyzwyczaili do ciebie, żebym uwiarygodniła twoją obecność tutaj - Carrie wyliczała wszystko, co jej przyszło do głowy. - Uważasz, że twoje towarzystwo może uwiarygodnić mnie? - spytał, spoglądając na nią z pogardą. Nikt http://www.pol-rusztowania.com.pl twojej wiedzy nie wywiozę Danny'ego z Anglii. - Jasne, najpierw mi o tym powiesz, a dopiero potem go zabierzesz! Wielkie dzięki - kpiła z niego Carrie. - Od razu się lepiej poczułam. - Nie o to chodzi. - Nikos pokręcił głową. - Zakładam, że potrafimy się dogadać i dojść do porozu- R S mienia, że uda nam się wybrać rozwiązanie, które będzie korzystne dla obu stron. - Chcesz potraktować dziecko jak towar! Danny nie jest rzeczą! Nie jest niczyją własnością! Jest żywym człowiekiem! Nie zamierzam z tobą omawiać warunków korzystnych dla obu stron. Jasne?

oddech. - Nic - odparta Clare. - Mam nadzieję. Pchnęła niezamknięte na zamek drzwi i weszła do środka. 97 - Nie ma jej tu. Sprawdź otrzepał marynarkę. - Co ty tu robisz, Wade? - Przyszedłem ci powiedzieć - odrzekł bełkotliwym głosem przybysz - żebyś, do kurwy nędzy, odwalił się od mojej żony! Novak odsunął się od obu mężczyzn i wrócił do swojego częściowo zrujnowanego biurka. - Nie wiem, co tu jest grane - zwrócił się do Waée'a, który sądząc po dzikim wyrazie oczu za okularami, wyglądał na pijanego albo naćpanego - ale proszę natychmiast wyjść z mojego biura, bo inaczej dzwonię po policję. - A dzwoń se, gdzie zechcesz, mam to gdzieś! - odparł Christopher.