- Wyrzuc to z siebie.

- Nie spieszyłaś się z przyjazdem tutaj. - Zwlekałam dziewięć lat. Dostatecznie długo. - Podniosła neseser, jakby zbierała się do wyjścia. - Zatrzymasz się u swojego ojca? Zawahała się. 20 - Nie wiem. - Zadzwoń do mnie, jak się zdecydujesz. Plecy jej zesztywniały; popatrzyła na niego gniewnie przez ciemne okulary. - Dlaczego? - Chciałbym, żebyśmy byli w kontakcie. - To chyba nie najlepszy pomysł. Naprawdę. - No cóż, według mnie nie da się tego uniknąć. - Miasteczko nie jest znów takie małe. - Dobrze wiesz, że nie o tym mówię. Wpadłaś do Bad Luck i przywiozłaś mi taką niespodziankę... powiedziałaś, że gdzieś żyje moje dziecko. Jeśli to prawda... - To jest prawda - zapewniła, czując, jak pieką ją policzki. - Jeśli to prawda, to powiedziałbym, że mam w tym swój udział. - Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. - Będę chciał poznać moją córkę. - Najpierw muszę ją znaleźć. - Poprawka: musimy ją znaleźć. http://www.pizza-dobra.com.pl/media/ uwagi na ból w kostce, minał jeszcze kilka przecznic i w koncu znalazł swojego jeepa dokładnie tam, gdzie go zostawił. Serce biło mu jak oszalałe. Mimo chłodu był cały zlany potem. Wsiadł szybko do samochodu i szybko zaczał oddalac sie od szpitala. Zapalił papierosa. Uspokoił sie troche. Niewiele brakowało. Ale znowu mu sie udało. Usmiechnał sie pod nosem i spojrzał na siedzenie obok, gdzie le¿ał szpitalny kitel ze zdjeciem Carlosa Santiago. Zgasił papierosa na plakietce i samochód wypełnił nieprzyjemny zapach palonego plastyku. - Muchas gracias, amigo. - Czy Marla piła cos tamtego wieczora, kiedy straciła

co pani pamieta. - Co pamietam? - Marla starała sie nie mru¿yc oczu, kiedy przesunał swiatło z prawego oka do lewego. - Jest a¿ tak zle? Próbowała cos sobie przypomniec, ale koncentracja wzmogła ból głowy. Sprawdź lewej rece nosił złota obraczke, dumnie pokazujac swiatu, ¿e jest me¿czyzna ¿onatym. Na prawej miał sygnet i na małym palcu, pierscionek, ze sporym brylantem. - Cherise i ja uwa¿amy, ¿e to dobry moment, by rodzina znowu sie zjednoczyła, by puscic urazy w niepamiec i zaczac patrzec w przyszłosc. By podac dłon Bogu i pójsc za Nim, dziekujac Mu za wszystkie błogosławienstwa, jakie nam zesłał. - Usmiech Donalda był pełen szlachetnego spokoju i fałszywy jak wszyscy diabli. Cherise wyciagneła reke i ujeła dłon Marli. - Wiesz, ¿e zawsze byłysmy sobie bliskie. Uwa¿ałam cie bardziej za siostre ni¿ za kuzynke czy szwagierke. I wiem, ¿e Monty tak¿e zawsze bardzo cie lubił. ¯e cie lubi. - Jej oczy