- Myślę o tym - odparła i rzeczywiście miała taki zamiar.

- Na pewno. - Ustawiła bile, a potem podała mu kij. Miło ją zaskoczył, kiedy przetoczył kij po powierzchni stołu, żeby sprawdzić, czy jest prosty. - Nieźle - skomentował. - Nie gadaj, tylko rozbijaj. Quincy był dobry. Spodziewała się tego. Kiedy byli razem, nie zdołała doszukać się w nim żadnego słabego punktu. To ją zarówno irytowało, jak i sprawiało, że wciąż była nim zainteresowana. W dzielnicy Pearl Rainie mieszkała od czterech miesięcy i Touche było jedynym miejscem, w którym czuła się jak w domu. Stoły były odrapane, dywan mocno wytarty, bar spo¬ niewierany. Lokal po przejściach, zupełnie tak jak ona. Quincy trafił dwie bile i przymierzył się do szóstki, ale spudłował. Barman Leonard przyglądał się przez chwilę, po czym obojętnie wzruszył ramionami. Touche przyciągał wielu rekinów bilardu i widział już lepszych. Rainie śmiało przystąpiła do gry. Teraz czuła się dobrze. Adrenalina w żyłach, przyjemny gwar w uszach. Uśmiechała się. W oczach Quincy'ego widać było coraz większy ogień. Czuła go na swoich odsłoniętych ramionach, kiedy pochylała się nad stołem. Miał rozpięty kołnierzyk i podwinięte rękawy. Na palcach miał ślady niebieskiej kredy i jasnoniebieską smugę na policzku. Znaleźli się na niebezpiecznym gruncie. I to jej się podobało. - Róg - powiedziała i gra zaczęła się naprawdę. http://www.ortopedyka.net.pl a dobry gliniarz mógł lada chwila stłuc pana Mitza, na co musiałaby 175 zareagować w sposób bardziej zdecydowany. Wstała, podeszła do ich stolika i uśmiechnęła się szeroko. - Witam, panie Mitz! - rzuciła. - Niespodzianka! - Natychmiast usiadła, blokując adwokata między sobą a Luke'iem. - O co chodzi?! - Mitz zaczął dość niepewnie. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. Rainie zauważyła, że jego lniany garnitur też jest miejscami przepocony. Przysunęła się bliżej, opierając dłoń na jego cennej walizie, i prawie z uczuciem błogości zaczęła gładzić jej skórzaną powierzchnię. - Od dawna usiłuje pan skontaktować się ze mną- powiedziała. - To prawda. W Wirginii zostawiłem kilka wiadomości. Nie wiedziałem... Kiedy pani wróciła do miasta?

- Z pewnością można by to sprawdzić w papierach. Mam na myśli akta personalne. - Tak, można by, ale wyjechała z naszym byłym szeryfem Shepem O'Gra¬ dym. Musiałby pan poprosić jego. No, ale już go tu nie ma. Teraz mieszka gdzie indziej. - Shep 0'Grady - powtórzył Mitz i zanotował. Sprawdź Ostatecznie jednak szakale i tak go rozszarpały. - Myślisz, że mają jakiś związek? - spytała po chwili. - Co? - Telefony i wypadek Mandy. Ciekawe, że wcześniej nie wynająłeś kogoś do zbadania jej śmierci, zanim zacząłeś odbierać telefony z pogróżkami. - Nie wiem, Rainie. Może to po prostu okazja. Wielu ludzi nie ma nic lepszego do roboty oprócz żywienia nienawiści do mnie. Może usłyszeli o pogrzebie Mandy i doszli do wniosku, że oto nadarza się okazja do zabawy. Nieraz już bywało, że ktoś znajdował dostęp do osobistych informacji o jakimś agencie. Oczywiście, sprawa nie zataczała takich kręgów jak teraz, ale przecież żyjemy w epoce komputerów. - To mi się nie podoba - powiedziała Rainie. - Poza tym fakt, że San¬ chez wspomniał o Mandy... To mi wygląda na wskazówkę.