kocha, więc odciął jej język. Quincy uważał, że dla takiego bydlęcia nie ma dostatecznie

się na łóżku. Nic nie powiedział. Zrzucił marynarkę, zdjął krawat, rozpiął koszulę pod szyją i usiadł na skraju materaca, niedaleko od niej. Z pozycji, w której leżała, trudno było odczytać wyraz jego twarzy, tylko częściowo wydobytej z półmroku przez światło lampki. Rainie nie wiedziała, o czym agent mógł myśleć po dniach takich jak ten. Czy wciąż był podniecony, rozemocjonowany polowaniem? Czy może adrenalina już opadła, a pozostała tylko posępna refleksja, że kolejny potwór bezkarnie chodzi po świecie? Jeszcze jeden spośród wielu drapieżników, z którymi miał do czynienia od lat. Zmęczony? Ona padała z nóg. Była niespokojna, znowu w nastroju, w którym sobie nie ufała. Słowa George’a Walkera tłukły jej się po głowie. Nerwowe spojrzenie oficera Carra, kiedy próbował w taktownej formie powtórzyć oskarżenie Duncana. Rainie wiedziała, że nie powinna się tym przejmować. Ale tej nocy czuła się bezbronna i zmęczona. Miała dość udawania, że wie, co robi, podczas gdy od kilku dni poruszała się po omacku, a sytuacja z godziny na godzinę się pogarszała. Dzisiaj policjantka Lorraine Conner była wrażliwą, smutną kobietą. Spojrzała na szeroką klatkę piersiową Quincy’ego i kępkę wystających spod koszuli ciemnych włosów. Chciała wesprzeć głowę na jego ramieniu. Silny, zdolny mężczyzna. Była ciekawa rytmu jego serca. Była ciekawa, czy objąłby ją tak, jak aktorzy obejmują swoje partnerki w filmach. Rainie nigdy nikt nie przytulał. Niektórzy klepali ją przyjacielsko po ramieniu, a czasem nawet po tyłku podczas gry w kosza. Brak czułych gestów nie był tym, nad czym szczególnie http://www.orto-optyk.pl Wreszcie opuściła ręce. Popatrzyła na niego z ukosa. - Mnie... też było miło. - Nie chrapałem? - Nie mógł się pohamować. Postawił kolejny krok. Ona się nie cofnęła. - Nie chrapałeś - odparła. - Nie rzucałem się, nie przewracałem z boku na bok, nie ściągałem z ciebie kołdry, całą noc nie dając ci spać? - Nadal stała bez ruchu. - Właściwie byłeś milusi. Jak na agenta federalnego. Teraz dzieliły ich już tylko centymetry. Zakończenia nerwowe Quincy'ego nagle wróciły do życia. Czuł delikatny zapach jej mydła i szamponu. Widział każdy szczegół jej twarzy, spojrzenie, zdecydowany kształt warg, wyraźnie uniesioną brodę, jakby była już przygotowana do kłótni. Nie czas na to - pomyślał. Carl Mitz mógł zadzwonić w każdej chwili. Świat mógł się skończyć.

- To prawda, lecz jeśli przyłoży się jeden z kawałków do szkła pozostałego w ramie, można zauważyć, że uderzenie przyszło z wewnątrz. Podejrzany zbił okno od środka. Jestem pewien, że kiedy policja otrzyma raport z firmy ochroniarskiej, przekona się, że wtedy alarm był już wyłączony. - Wszedł razem z Elizabeth - mruknęła Rainie. - Mężczyzna podobny do ciebie, którego sąsiadka widziała około dziesiątej. Sprawdź minuty. Sandy nie wiedziała ile. Czas zwolnił. Przenikliwe zimno wkradło się w jej ciało, przyprawiając o dreszcze. – Nie wiem, co robić – wyszeptała wreszcie. – Nie... nie wiem już, w co mam wierzyć. Quincy odezwał się pierwszy. – Przypuszczam, że wasz adwokat postarał się, żeby Danny’ego zbadał psycholog sądowy? – Tak. A sąd wyznaczył drugiego. Jeszcze nie zaczęli. Johnson twierdzi, że zanim spiszą pełny raport, miną miesiące, może nawet pół roku. – Danny jest pani synem, pani O’Grady. Jak pani sądzi, co on zrobił i czego potrzebuje teraz? – Nie mogę panu powiedzieć. – Sandy parsknęła histerycznym śmiechem. – Widzicie, taka jest prawda. Zarówno adwokat, jak i mój mąż zabronili mi z panem mówić, bo jako ekspert w tych sprawach może pan zeznawać na procesie. Danny’emu też nie wolno z nikim