I to miał być jej nowy dom?

Twarz Małego Księcia rozjaśniło ożywienie w oczach i uśmiech: - I pewnie wciąż się martwi, czy baranek nie zjadł ciebie... "Nie chcę już pić. Potrzebuję przyjaciela. Przyjedź." - choć pod tymi słowami był bardzo nieczytelny podpis, Mały Książę nie miał wątpliwości, że list, doręczony mu przez wędrowne ptaki, był napisany przez Pijaka. Ponieważ Mały Książę dotąd nie otrzymywał ani nie wysyłał listów, ten otrzymany od Pijaka wywołał duże wrażenie na Małym Księciu. Pokazał list Róży i poprosił, by udała się z nim w ponowne odwiedziny do Pijaka. Róża zgodziła się bardzo chętnie, zwłaszcza że nie była pewna, czy Mały Książę zechce ją ze sobą zabrać. Przygotowania do podróży nie trwały długo. Po starannym wyczyszczeniu wulkanów i sprzątnięciu reszty planety Mały Książę ostrożnie wziął Różę w dłonie, przymknął oczy i pochylił się nad Różą. Poczuł znajomy już, intensywny zapach i kiedy po chwili otworzył oczy, byli już na planecie Pijaka. Ujrzawszy go, Mały Książę stwierdził, iż wygląda on teraz o wiele mniej ponuro niż poprzednio. Wprawdzie ubiór Pijaka nie grzeszył wciąż elegancją, ale przynajmniej był czysty i niewymięty. Poza tym ogolony zarost i przyczesane włosy sprawiły, że Pijak wyglądał teraz znacznie sympatyczniej. Na jego twarzy był jednak smutek i zawstydzenie, które tylko na moment rozjaśnił ledwie widoczny cień uśmiechu, kiedy Pijak ujrzał Małego Księcia. - Prosiłeś, żebym cię odwiedził - powiedział Mały Książę, siadając po turecku na ziemi przed siedzącym na jakiejś skrzynce Pijakiem. - Tak - odpowiedział Pijak. Widać było, że dawno odwykł od wypowiadania na głos swoich myśli. W tym momencie Róża cichutko podpowiedziała Małemu Księciu: - Spytaj go, czy był kiedyś Poszukiwaczem Szczęścia... Mały Książę dotąd nie słyszał o Poszukiwaczach Szczęścia, ale ufał Róży i widząc, jak Pijak się męczy, zapytał go http://www.optykchorzow.pl/media/ Okazało się jednak, że w tych warunkach praca nie idzie zbyt sprawnie. Jego spojrzenie ciągle biegło ku bratankowi, a jego myśli ku Tammy. A potem zrobiło się za późno na wyjazd, ponieważ zjawił się Dominik i oznajmił: - Wasza Wysokość, kolacja zostanie podana za dziesięć minut. Panienka Tammy czeka już w salonie. Rozpaliłem w kominku. Miała na sobie dżinsy. Poczuł się zawiedzony. Przyzwyczaił się do tego, że na kolacji zjawiała się w jednej z pięknych kreacji siostry. - Nie jestem księżniczką - odezwała się, spoglądając na niego, kiedy przystanął w drzwiach salonu, ubrany w elegancki wieczorowy garnitur. - Słucham? - Twoim zdaniem nie jestem odpowiednio ubrana. Spłoszył się nieco. Czyżby czytała w jego myślach? - Nie wiem, o czym mówisz - wykręcił się. Uśmiechnęła się tylko, po czym spoważniała, widząc ciemne sińce pod jego oczami. - Ty chyba w ogóle nie spałeś? - spytała z troską. Zdumiał się. - Jak mogłem spać? Przecież zostawiłaś mnie samego z dzieckiem, musiałem pilnować...

- No to świetnie! - Nim zdążył się zorientować, co się święci, posadziła mu Henry'ego na kolanach. Jego Wysokość w ułamku sekundy wpadł w popłoch. - Hej, co ty robisz? - zaprotestował gwałtownie. Tammy zamknęła oczy. - Skoro umiesz się nim zająć, to ja mogę się przespać. Bawcie się dobrze. Obudziła się kilka godzin później. Światła były przy ga¬szone, w kabinie panował półmrok. Któraś ze stewardes przykryła całą trójkę kocami. Tammy zerknęła w bok. Sprawdź grubej kopercie. Nie zdążyłem jednak nawet spojrzeć, od kogo ta przesyłka, bo właśnie zadzwonił telefon. Ręce miałem brudne od farby, poprosiłem więc doręczyciela, by zostawił list na stoliku, tuż obok otwartej puszki z farbą. Listonosz spełnił moją prośbę, pożegnał się i wyszedł, a ja szybko zamierzałem podnieść słuchawkę. Jak zapewne wiecie, pośpiech sprzyja różnym nieprzewidzianym sytuacjom. Tak było i tym razem. Strąciłem na podłogę puszkę z farbą i list. A uporczywy sygnał telefonu wciąż mnie ponaglał... Podniosłem słuchawkę. Dzwonił... Nieważne kto. Ważne jest natomiast to, iż natychmiast musiałem wyjść z domu z wyjątkowo ważnego powodu. Do domu wróciłem późno i zabrałem się za robienie porządku. Na szczęście farba rozlała się tylko na rozłożonej na podłodze folii. Sprzątania nie było więc zbyt wiele. Pech jednak chciał, iż list spadł na rozlaną farbę i to stroną, gdzie na kopercie były informacje o nadawcy. Farba była szybkoschnąca i niemożliwe już było usunięcie jej z koperty, więc do dziś nie wiem, od kogo ta przesyłka. Ostrożnie otworzyłem zabrudzoną kopertę i wyjąłem z niej zawartość. Był to plik kartek, które tak intensywnie przesiąknęły zapachem farby, że bez czytania odłożyłem maszynopis na parapet otwartego okna. Z przyklejonej do folii koperty wyjąłem wszystkie kartki, z wyjątkiem jednej. Farba bowiem przeniknęła przez