Obrócił się do niej twarzą.

- Rozstrzeliwują wprost srebrnymi strzałami z kusz - bez cienia uśmiechu odpowiedział wampir. -- Jak pokazała praktyka, to o wiele efektowniejsze. Ale, teraz ja bym się ucieszył nawet na widok wiedźmina, bo już jest za cicho. - Myślę, że z widoku wiedźmina najmniej się ucieszysz. No, pewnie, że mu też strasznie siedzieć samemu jednemu przy pustej drodze i łamać głowę nad pytaniem, gdzie podziały się wszystkie wampiry - zachichotałam, wyobraziwszy sobie zarośniętego szczeciną, biednego wiedźmina, z rozłożonymi ramionami wychodzącego nam na przeciw. -- Rolar, a z czego jest zrobiony rear? Jak on działa? - W nim jest kamień pochodzący z pobliża wiedźmiego kręgu. Władca sam dobiera go sobie i kilka lat nosi przy piersi, zostawiając na nim odcisk swojej istoty. Rear nie należy do tego świata i z lekka go wykrzywia - na przykład, głuszy myśli. Lecz podstawowym jego przeznaczeniem jest ułatwienie przejścia Stróżowi, dążenie kamienia do powrotu do swojego rodzimego świata staje się dla niego najważniejszą sprawą. - Aż do spotkania ze mną Len ani razu nie zamykał Kręgu, to jest, nie aktywował! Skądże on wziął ka¬mień? Wampir uniósł się na strzemieniach, oglądając podejrzany trop z prawej strony traktu, obok tropu leżał płaski kamień z szorstko wyciosanym ostrzem. - A kto powiedział, że Władcy potrzebny jest Krąg? Druga sprawa, bez niego on nie przejdzie i przywrócić nikogo nie będzie mógł. ...ból w nogach staje się nieznośny, ale to nie zmęczenie - mięśnie drżą os skurczy, bo tak trzeba i w tym samym czasie niemożliwe jest iść dalej... - Rolar, a “tamta strona” - to gdzie? Dokąd otwiera się Krąg? Inny czas, wymiar, rzeczywistość? - Władczyni wszystko ci wyjaśni - Rolar raptownie zmienił temat: - Może zrobimy postój? Konie zmęczyły się, jest czas obiadu, a ta ścieżka prowadzi do źródła, a to zaś święte źródło. Orsana, wstawaj! Wymieszaj krew, która stała dość długo, bo będziemy jeść obiad! - Święte? - zainteresowałam się, uspokajając Smołkę, a razem z nią Wianka. Orsana słodko przeciągnęła się, oglądając się po bokach. - Tak, jest legenda, że niegdyś tędy przechodził wędrowny dajn. -- Rolar śpieszył się i bez szczególnego szacunku wszedł na legendarną drogę. - W przeddzień święty ojciec wypił całe wino i od rana go męczyło wszystko niegasnące pragnienie. Kiedy w cierpieniu chciał się napić moczu, którego nie było, dajn padł na kolana i błagał wszystkich czterech bogów naraz. Bogowie - którym najwidoczniej także nie były obce regularne alkoholowe libacje - okazali przychylność do prośby cierpiącego i spod korzeni ogromnego dębu wybiło źródło. Ma się rozumieć, źródło ogłoszono świętym i zaczęli do niego przychodzić pielgrzymi. - Ja nie widzę żadnego dębu - sprzeciwiłam się, oglądając las – nie mam wątpliwości. On jest sosnowy. - Kilka lata temu go ścieli, bo wysechł, przegnił i groził upadkiem na spragnionych oraz zapchaniem krynicy. Przez pewien czas nad źródłem wznosił się pamiątkowy pień, lecz niektórzy niebłogosławieni pielgrzymi zaczęli pisać na nim sprośne słowa i do tego go wykarczowali. Ku mojemu, mmm, ogromnemu ubolewaniu. W czasie słonecznego żaru tak przyjemnie było posiedzieć na gałęziach, popić wody, poczytać, coś dodać... - A w Witiagskim zamku często bywasz? - niewinnie zainteresowała się Orsana. - Pary raz zaglądałem tam z przyjaciółmi, nic szczególnego. Dlaczego się śmiejecie? - zmieszał się wampir. - Tak, coś przypomniałyśmy sobie... Po kolei napiliśmy się i napełniliśmy manierki w niegłębokiej, utwardzonej przez kamienie jamie, od której wił się maleńki strumyczek. Woda okazała się chłodna, że aż paraliżowało szczękę. Również z lekka pachniała zgniłymi jajkami, lecz Rolar zapewniał, że należy potrzymać odkorkowane manierki kilka minut, i zapach odejdzie bez śladu. Postój zdecydowaliśmy urządzić w tym samym miejscu, na polance obok źródła, wśród łąki traw z kwitnącym zielem. Zainteresowana rozwinęłam mapę i zauważyłam, że źródło figuruje na niej jako “zdobywcza rozkosz” oraz, że obok niego jest osiedle pod nazwą Zdobycz padnięta. Widocznie tam dajn upił się. - Wy rozpalcie ognisko i przygotujcie obiad, a ja pójdę na obchód - zdecydował wampir. -- Dowiem się co i jak . Rolar odczepił od siodła torbę z prowiantem i rzucił Orsanie. - Tam jest chleb, ziemniaki i kilka śledzi, trzeba tylko je wyczyścić. Wolha, pójdziesz po chrust? http://www.operacje-plastyczne.net.pl/media/ tamtego - panował na nim doskonały porządek, posegregowane dokumenty leżały na oddzielnych tackach. Całość biura mimo wszystko robiła wrażenie schludnego. Clare Novak wskazała Shipley miejsce na sofie i zaproponowała kawę. - Mamy całkiem przyzwoitą, więc może się pani skusi. - Czyżby próbowała pani kiedyś naszej? - Nie, ale pracowałam jakiś czas w szpitalu. - Jeszcze gorzej! Z przyjemnością się napiję. Czarna, bez cukru. Ruda otworzyła drzwi za szafami i zniknęła na kilka

powiązania z agencjami na trzech kontynentach i specjalizuje się w pomocy małżeństwom odrzuconym przez system z racji wieku, klasy czy innych bezsensownych i często nieistotnych powodów. Za łatwe, pomyślała Joannę, starając się zbytnio nie Sprawdź zapomniała. A potem przypomniała sobie, że przecież wyjęła mu z kieszeni telefon... Telefonu nie było! - Lulu... Lulu prosiła, żebym została - bąkała Carrie, z najwyższym trudem odrywając spojrzenie od nieznajomego. - A co ty robisz w moim gabinecie? - spytał, spoglądając na swoją marynarkę, którą Carrie dość nieporządnie rzuciła na oparcie krzesła. - Ach, tak! - Uśmiechnął się szeroko, bo już się zorientował w sytuacji. - Ale nadal nie bardzo rozumiem, czemu akurat w moim gabinecie. - Chciałem zamienić z Carrie kilka słów na osobności - odezwał się nieznajomy. Powiedział to tak