ręce w jej włosy i starał się, żeby ta wspaniała chwila trwała jak najdłużej. Gdzieś w mrocznych zakamarkach jego

Udało jej się jednak wyszukać w dokumentach nazwisko adwokata ojca. Podpis Orrina Findleya widniał na wielu z nich. Shelby zanotowała jego numer telefonu i adres i postanowiła złożyć Findleyowi wizytę w San Antonio. Postanowiła nie umawiać się z nim wcześniej. Po co? Na pewno zadzwoniłby wcześniej do jej ojca i go ostrzegł. Włożyła bawełnianą sukienkę i sandały, spakowała ubranie na zmianę do starej torby sportowej, którą znalazła w szafie, i zbiegła na dół. Sędziego znowu nie było, więc bez problemu odłożyła jego teczki z powrotem do kredensu. 91 Już miała zasunąć szufladę, kiedy zauważyła folder z napisem „Nasza Matka Boska Bolesna”. To w tym szpitalu urodziła dziecko. Niewiele myśląc, wyjęła cienką teczkę i odszukała dwa listy - jeden od dyrektora szpitala, a drugi od rady nadzorczej, z podziękowaniem dla Jerome’a Cole’a za donację w imieniu jego zmarłej żony. Kwota nie była wymieniona, ale Shelby zauważyła, że listy te wysłano dwa miesiące po tym, jak urodziła dziecko. Patrzyła na te listy z niedowierzaniem. Czy to możliwe, że zapłacono za sfałszowanie dokumentów? Z pewnością nie. Ale... przeszył ją chłodny dreszcz. Zanotowała nazwisko administratora szpitala na tym samym kawałku papieru, na którym wcześniej zapisała nazwisko Findleya. Dlaczego jej ojciec zadał sobie tyle trudu, żeby nigdy nie dowiedziała się o Elizabeth? A może to wszystko było zbiegiem okoliczności? Może jej ojciec potrzebował ulgi podatkowej albo zapragnął być szczodry... nie, to niemożliwe. Te dokumenty dowodziły, że chciał zatuszować sprawę. Shelby włożyła kartkę do torby i poczuła potworny ból głowy. Starając się nie robić hałasu, zamknęła szufladę na klucz i odłożyła go na miejsce. Zaniepokojona tymi informacjami, weszła do kuchni. Lydia stała tyłem do pokoju i rozmawiała przez telefon. Z http://www.operacje-plastyczne.net.pl jednocześnie wydawała resztę i zerkała w lustro, żeby sprawdzić, czy ktoś nie kradnie towaru. A zatem gdzie była żona? Matka Vianki - jak ona się nazywała? Och, tak, Aloise. Żadnej starszej pani nie było widać na zapleczu, żadna też nie rozkładała produktów na pólkach. Pewnie była w miejscowym kościele katolickim albo ukrywała się w domu. Krążyły pogłoski, że u Aloise stwierdzono chorobę psychiczną - odkąd zamordowano jej męża, nie była już sobą. Ale Vianca to co innego. Energiczna i bystra, potrafiła chyba utrzymać rodzinny biznes, choć Katrina zupełnie, ale to zupełnie nie mogła zrozumieć, w jakim celu. Myślała intensywnie. Czy przypadkiem Vianca nie miała brata? Roberto, tak miał na imię! No, ale dlaczego nie było go w sklepie? Katrina przejrzała wydanie „Cosmopolitana” sprzed miesiąca, nasłuchując, o czym plotkują klienci sklepu. Połowa rozmów odbywała się w języku hiszpańskim i Katrina w duchu przeklinała swojego nauczyciela hiszpańskiego z liceum, gdyż niewiele rozumiała. Nie, żeby te rozmowy były szczególnie ciekawe. Udało jej się dowiedzieć, że w mieście właśnie urodziły się bliźnięta, że połów ryb w pobliskim jeziorze był bardzo skromny i że pożar omal nie zniszczył czyjegoś domu. Wielkie mi co.

- Tak. - Marla skineła głowa. - Prawie wszystko. - Ale nie pamietasz, po co jechałas do Santa Cruz? - Eugenia postawiła talerzyk na podłodze, a Coco szybko zjadła pozostały kawałek ciastka i zlizała okruszki. - Nie. - Marla potarła dłonia kark. - Nie pamietam te¿, dlaczego byłam z Pam ani jak ja poznałam. Sprawdź - Czarna owca. Banita. Wyrzutek. Nick wzruszył ramionami. - Mo¿e. Nigdy sie nad tym zbytnio nie zastanawiałem. Robie to, na co mam ochote. - Spojrzał na nia spod oka. - Zdaje sie, ¿e wielu ludzi to wkurza. - Wyobra¿am sobie. - Wnetrze furgonetki nagle stało sie zbyt ciasne. Zbyt intymne. Szyby zaparowały, odcinajac ich od swiata, od ciemnosci za oknami. - Jak sie czujesz? - Fatalnie, i nie mów mi, prosze, ¿e wygladam jeszcze gorzej. Wiem o tym. - Marla była teraz cała obolała. Odwróciła sie z wysiłkiem i spojrzała na dom przez tylna szybe. W jasno oswietlonych oknach salonu dostrzegła poruszajaca sie