Santos stał w drzwiach pawilonu kąpielowego i spoglądał z zachwytem na basen skąpany w srebrnej poświacie księżyca. Nad wodą unosiła się lekka mgiełka nadająca otoczeniu niezwykły, magiczny charakter.

Uderzyli w ścianę, ale nawet tego nie zauważyli. Hrabia płonął z pożądania, odkąd wszedł do piwnicy i zobaczył guwernantkę uwięzioną w oknie. Teraz nie zamierzał dać jej czasu na odzyskanie zmysłów. - Lucienie - wyszeptała. Przynajmniej znowu mówiła mu po imieniu. Osunął się na podłogę, nie wypuszczając jej z objęć. Nagle wskoczyło na nich białe, futrzaste stworzenie i zaczęło ich lizać po twarzach. Alexandra parsknęła śmiechem. - Szekspirze, nie! W tym samym momencie drzwi piwnicy otworzyły się z hukiem. - Milordzie, kazał pan... - Wynocha! - ryknął Lucien. Thompkinson zniknął. - Dzięki Bogu, że nie jesteśmy en deshabille - wykrztusiła Alexandra. - Zaraz będziemy. - Nie. Do diabła! Nie powinien był dopuścić do tego, żeby się opamiętała. Przyciągnął ją do siebie i musnął wargami jej szyję. - Pragniesz mnie? - Tak. - Pocałowała go gorąco, namiętnie. Czym prędzej wstał i zaniósł ją do łóżka. Najpierw jednak musiał pozbyć się drobnej http://www.olejekkokosowy.net.pl/media/ narzucać. - Co ci przyszło do głowy? Przecież oni cię lubią. - Kiedyś lubili - poprawiła ją Alexandra bez cienia goryczy. - Teraz wpędzam ich w zakłopotanie i bez wątpienia wywieram na ciebie zły wpływ. Za kilka dni wyjeżdżasz do Londynu. Z pewnością nie chcą, żeby ci towarzyszyła osoba o mojej reputacji. Przyjaciółka uśmiechnęła się. - Doskonale potrafię sprawiać kłopoty, nie będąc pod twoim wpływem. A jeśli chodzi o... - Poradzę sobie sama, Vixen. - Zamknęła kufer i zaczęła wrzucać przybory toaletowe do pudła na kapelusze. - W przeciwieństwie do ciebie nie mam bogatej rodziny, więc nie mogę siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż ktoś się mną zaopiekuje. - A lord Kilcairn? Starała się unikać tego tematu, choć Lucien Balfour na dobre zagościł w jej myślach,

- Skąd pewność, że jesteś zakochana? Przecież nic o nim nie wiesz. Zapaliło się zielone światło i przeszły z przystanku na drugą stronę ulicy. - Nic o nim nie wiem, ale nigdy jeszcze tak się nie czułam, Liz. Dziwne, spędziliśmy ze sobą raptem godzinę. W nim jest coś takiego... coś takiego... Szukała słów, które pomogłyby zrozumieć przyjaciółce, co się z nią dzieje. Tak strasznie chciała, żeby Liz zrozumiała. Żeby ją wsparła. Liz była przecież najlepszą przyjaciółką i jej opinia znaczyła dla Glorii o wiele więcej niż czyjekolwiek zdanie. - Przy nim zapominam o wszystkim, gdzie jestem, kim jestem... Liczy się tylko dotyk jego warg, jego dłonie na moim ciele. To tak jakbym cale życie czekała tylko na niego, na jego pocałunek, rozumiesz? Wiem, głupio to brzmi, jak bajka dla dzieci albo coś takiego... ale tak właśnie się czuję. Sprawdź potrzebujesz, a przyzwoitką może być twoja mama. - Dlaczego nie idziesz? A jeśli zapomnę języka albo zacznę rozmawiać z niewłaściwą osobą? Alexandra powstrzymała się od uwagi, że ona sama jest taką niewłaściwą osobą. - Po prostu boli mnie głowa - skłamała. - Nie martw się. Poradzisz sobie doskonale. - Och, mam nadzieję. Gdy dziewczyna wybiegła z pokoju, Alexandra spojrzała na swoje odbicie. Wcale nie zostawiała podopiecznej na pastwę losu. Jej obecność mogła przynieść Rose więcej szkody niż pożytku. Plotki były jeszcze świeże. Od kilku dni, kiedy wychodziła z domu, za każdym razem rozglądała się za Virgilem, nasłuchiwała ludzkich szeptów i śmiechów. Odwagi starczyło jej jedynie na godzinne spotkanie z Vixen. Nie zamierzała iść na bal, gdzie wszyscy by się na nią gapili. Nagle otworzyły się drzwi.