- Cholera jasna! - Cisnął słuchawkę na widełki tak mocno, że spłoszony Crockett zerwał się ze zjeżonym włosem

wiec do dnia, kiedy jej ¿ycie omal nie dobiegło konca. Ale ta strona była czysta. Pusta. - Cholera - mrukneła pod nosem. Czuła sie tak, jakby na trudnej i wyboistej drodze do odzyskania przeszłosci napotkała dodatkowa przeszkode. Wiekszosc kartek była pokryta notatkami pisanymi długopisem lub ołówkiem. Robiły je dwie osoby, ró¿nica w charakterze pisma była wyraznie widoczna. O lekcji jazdy konnej Cissy i kolacji u Robertsonów przypominały miekkie, płynnie łaczace sie ze soba litery. Terminy słu¿bowych spotkan Aleksa i daty gier w golfa i squasha zanotowano bardziej zamaszystym, ostrym charakterem. Wzieła do reki pióro i napisała na kartce swoje imie. Porównała swoje pismo z tym z kalendarza. Było inne, bardziej wyraziste i mniej porzadne ni¿ pismo Marli... a mo¿e to ju¿ 122 choroba psychiczna? Ponownie skresliła na kartce swoje imie. Potem imie Aleksa. I Nicka. Mo¿e ró¿nica została spowodowana wypadkiem. Tego nie mo¿na wykluczyc, ale ciagle czuła sie jakos dziwnie... http://www.oczyszczalnie-sciekow.net.pl spodobało mu sie, ¿e szperała w jego biurku. Nie ufał jej. Czuła to. Wróciła do swojego pokoju i spojrzała na łó¿ko, w którym sypiała. Sama, bez Aleksa. To miało jakis zwiazek z Nickiem i tym, co do niego czuła. Poczuła dziwny ucisk w piersi i choc nie chciała sie do tego przyznac, nagle pojeła, jaka była kiedys kobieta. Jak to ujeła Joanna? „Byłas zawsze... no, wiesz. Me¿czyzni ogladali sie za toba”. Bardzo wiele z tego, co powiedziała Joanna, wzbudzało niepokój. Gdzie jest ten cholerny pierscionek, o którym wspomniała? Prezent od ojca. Na mysl o Conradzie Amhurscie Marla poczuła nieznosny cie¿ar w piersi, ból, którego przyczyn

przestraszyło. Prawdopodobnie niania zabrała go na dół albo Eugenia, „Nana”, jak sama siebie nazywała, teraz własnie nim sie zajmuje... Eugenia zachowuje sie tak, jakby jego narodziny były co najmniej tak wa¿ne, jak Drugie Nadejscie Chrystusa. A mo¿e nawet Pierwsze. Wychodzac z pokoju, usłyszała głosy dobiegajace z dołu, Sprawdź O Boże, tak. Chcę przytulić swoje dziecko. Przytulić je i nigdy nie wypuścić z objęć. - Jeżeli... jeżeli to będzie możliwe. Uniósł ciemną brew, tak że było ją widać mimo okularów przeciwsłonecznych, ale nic nie odpowiedział. Shelby wmusiła w siebie jeszcze kilka kęsów, zupełnie jednak straciła apetyt i wiedziała, że czeka ją matczyna reprymenda Lydii. - Co mówi twój ojciec? - zapytał Nevada po długiej ciszy, zakłócanej tylko trzepotaniem ptasich skrzydeł w koronach drzew pękań i szczękiem sztućców. - Niewiele. Zaczął od tego, że wszystkiego się wyparł, a teraz unika rozmów na ten temat. - Chcesz, żebym z nim porozmawiał? - Nie! - odparła gwałtownie i zaraz ugryzła się w język, bo zobaczyła napięte żyły na jego szyi. - Myślę, że... lepiej będzie, jak sama to załatwię. - W porządku, ale naprawdę chcę pomóc. - Dzięki. - Starała się, żeby w jej głosie zabrzmiała choć odrobina entuzjazmu, ale w kwestiach dotyczących jej