że coś w niej narasta. Nie odrętwienie. Raczej nadzieja.

- Idzie za instynktem. A każdy zgodnie z instynktem chce gdzieś przynależeć. W kategoriach ewolucjonizmu jesteśmy silniejsi, kiedy jesteśmy razem. - Ale nie w moim śnie. Moje słoniątko przypłaciło życiem pragnienie przynależności. - Nie, Rainie. To właśnie utrzymuje je przy życiu. Po co przemierza pustynię? Dlaczego za każdym razem jednak się podnosi? Nie walczy tylko o to, żeby żyć. Ono jest zwierzęciem stadnym i walczy o to, żeby żyć wśród innych słoni. Ma nadzieję, że jeśli dalej będzie walczyło, susza minie i zostanie przyjęte do grupy. Albo udowodni, że jest tego godne i inne słonie je zaakceptują. Tak czy inaczej, znajdzie się w stadzie. Ty robiłaś to samo. Matka cię biła, a ty miałaś nadzieję, że mimo wszystko jakoś się to ułoży. W przeciwnym razie do tej pory popadłabyś w alkoholizm albo popełniłabyś samobójstwo. Nie zrobiłaś tego. Dlaczego? - Bo jestem uparta - mruknęła Rainie. - I głupia. Kimberly uśmiechnęła się. - Ale w pewnym sensie zachowujesz nadzieję, chociaż wcale ci się to nie podoba. Rozumiem cię. Ja mam nadzieję, że zabiję Tristana Shandlinga. Mnie też się to nie podoba, ale mam przed sobą jeszcze parę dni. - Kimberly - powiedziała łagodnie Rainie. - Poradzę ci coś. Nie próbuj tego robić. Tristan to kawał sukinsyna. Zaczniesz działać według jego zasad, http://www.nosnoscramplaskich.com.pl/media/ oddychałam, włosy stawały mi dęba. Quincy zdecydowanym ruchem odstawił swój kubek, rozchlapując kawę po stole. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Wtedy myślałam, że to ma jakiś związek ze stresem. Bardzo przeżyłam śmierć Mandy, na dodatek asystentura... Nieważne. Najważniejsze, że mówię o tym teraz i że to nie działo się tylko w mojej głowie. Możliwe też, że nie miało związku ze stresem... - On cię obserwuje - powiedział stanowczo Quincy. - Jakiś mężczyzna śledził cię, a ty nawet mi o tym nie powiedziałaś! - Noszę przy sobie miotacz gazu. Zwracam uwagę na otaczających mnie ludzi. Nawiązuję kontakt wzrokowy. Tato, nie będziesz mógł zawsze prowadzić mnie za rękę...

tym zmiana wyglądu zewnętrznego to żaden problem. – Czemu od razu tego nie załatwimy? – zniecierpliwiła się Rainie. Wszyscy pokiwali głowami. Kilku młodych policjantów sięgnęło po pałki. Mieli sporo doświadczenia w pacyfikowaniu pijanych awanturników i teraz byli gotowi do akcji. Oficer Carr przedstawił im plan działania. Kierownik motelu zadzwoni do pokoju podejrzanego i pod pretekstem, że są jakieś problemy z rachunkiem, poprosi Duncana, żeby Sprawdź - Uważaj na siebie - mruknął na koniec. - Ja się nie pcham w paszczę lwa. - Rainie wskazała głową taksówkę, która akurat wyjechała zza rogu. Quincy machnął ręką. Zanim zdążył się przygotować, taksówkarz już wysiadł i brał jego bagaż. - Zadzwonię - oznajmił. - Do mnie, nie tutaj. Tak na wszelki wypadek. - Zgoda. - Taksówkarz otworzył drzwi. Niecierpliwie spoglądał na Quincy'ego. Ale ten wciąż patrzył na Rainie. Teraz już wiedział, co powinien 231 powiedzieć, ale uświadomił sobie, że nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa. Bał się, że to, co powie, może zabrzmieć jak pożegnanie. Jak pożegnanie na zawsze. Rainie chyba rozumiała. Przysunęła się i pocałowała go mocno w usta.