- Och! - W głowie służącego roiło się od przypuszczeń.

W tym momencie usłyszały wołanie lady Fabian i za¬wróciły w stronę reszty towarzystwa. Clemency dzieliła właśnie mięso, Arabella zaś rozdawała halerze i sztućce. Diana układała sałatę w dużej salaterce. - Chodźcie, leniuchy - uśmiechnął się Lysander do Oriany. - Ty też, kuzynko Adelo. Arabello, proszę o talerze dla gości. Oriana usiadła z wdziękiem na dywanie i pozwoliła, by Lysander nałożył jej na talerz kilka plasterków szynki i cielęciny. Kątem oka Clemency dostrzegła, że Mark pomaga Arabelli przy sałacie i wkłada jej do ust rzodkiewkę. Arabella śmiała się. Za to Adela, z pustym talerzem na kolanach, patrzyła przed siebie z wypiekami na twarzy. - Panno Fabian - zawołała Clemency. - Chciałabym polecić pani pieczeń. Została sporządzona według specjalnego na tę okazję przepisu kucharki, mam nadzieję, że będzie pani smakować. - Dziękuję. - Adela wyglądała na bardziej przygnębioną niż wdzięczną. - Panie Baverstock - odezwała się chłodno Clemency. - Czy zechciałby pan dopilnować, żeby panna Fabian otrzymała wszystko, co trzeba? Mark wziął ostatnią rzodkiewkę i z ręką na sercu ofiarował ją chichoczącej Arabelli, po czym posłusznie zwrócił się do Adeli. Lord Fabian patrzył na Clemency z uznaniem. Śliczna dziewczyna, a na dodatek ma charakter. Poradziła sobie z Gilesem, Dianą i Arabellą, a teraz jest o krok od pokazania panu Baverstockowi, gdzie jego miejsce. Naturalnie, Giles jest w niej zakochany, ale lord Fabian nie widział w tym niczego niepokojącego. Wprost przeciwnie, z przyjemnością zauważył, że syn interesuje się młodą panną o dobrych manierach i właściwych zasadach. Na pewno nie uwierzy w brednie, jakie Adela opowiedziała jego żonie, a mianowicie, że panna Stoneham zamierza usidlić młodego Baverstocka. Z tego, co widział, wprost nie cierpiała tego człowieka. Jedyną osobą, której uczuć nie potrafił rozszyfrować, był markiz. Lysander rzadko rozmawiał z panną Stoneham i starał się raczej nie wchodzić jej w drogę, mimo to lord Fabian wyczuwał z jego strony zainteresowanie. Wspomniał kiedyś o tym żonie. - Mój Boże, mam nadzieję, że to nieprawda - odparła dobra kobieta. - Biedny Lysander! Byłoby wielką nieroz-tropnością, gdyby odczuwał słabość do panny Stoneham. - Na szczęście, to nie nasza sprawa - rzekł lord Fabian. - Ale jeśli tak jest, szkoda mi go, Mario. Lubię twojego kuzyna, a ma już wystarczająco dużo kłopotów na głowie. Lady Fabian przyznała mu rację. Teraz, rozglądając się po towarzystwie, przypomniała sobie tamtą rozmowę. Zauwa¬żyła, że Lysander jest pochłonięty rozmową z panną Baverstock i sprawia wrażenie zadowolonego. Ale oto zerknął nagle na Clemency. Nie było to spojrzenie zakochanego. Lady Fabian nie dostrzegła w nim żadnej czułej delikatności, niczego, co potwierdzałoby domysły męża, Jednakże, na pewno nie było obojętne. Obiad dobiegł końca, właśnie zniknął ostatni kawałek placka ze śliwkami. Lysander oparł się o pień drzewa i z wolna gryzł jabłko. W misce z wiśniami widać było dno, a koło jednego z koszy leżała sterta pustych butelek. Nikt nie miał ochoty wstawać. Oriana wprawiła w osłupienie Adelę i Dianę, kładąc się na plecach na trawie i zamykając oczy. Mark przeniósł wzrok z Arabelli na Clemency, po czym rzekł: - Arabello i Diano, co z waszym zielnikiem, o którym tyle słyszałem? Może się przejdziemy? Diana wyprostowała się, niepewna, co powiedzieć, jednak Arabella machnęła tylko ręką i rzuciła: http://www.medycyna-estetyczna.org.pl Spojrzenia ich się spotkały. - Nie, to Ŝadna wymówka. Czuję to, co czuję, Mark, i nic, co powiesz czy zrobisz, nie zmieni sytuacji. Doceniam twoją uczciwość, szczerość, ale chyba najlepiej będzie, jak wyjadę z Royal i rozpocznę gdzieś nowe Ŝycie. Zaczął coś mówić, ale przerwała mu: - Nie, Mark, musisz coś zrozumieć. Pół Ŝycia spędziłam, troszcząc się o Karę. Kiedy przyjechałeś tu, zakochałam się w tobie i naprawdę sądziłam, Ŝe ta skrywana miłość mi wystarczy. I wystarczała. Póki nie zostałam twoją kochanką. Dopóki nie przekonałam się, jak pięknie jest kochać kogoś, dzielić z nim Ŝycie. Po chwili milczenia ciągnęła dalej: - Teraz, kiedy juŜ wiem, co znaczy miłość, podjęłam pewną decyzję. Bo mój problem polega na tym, Ŝe męŜczyzna, którego kocham, nie odwzajemnia mojej miłości. Jedyne więc, co mi pozostaje, to unieść się honorem i wyprowadzić się stąd.

- Jesteś zakochany w tej dziewczynie, a ze słów Arabelli wynika, że to uczucie jest odwzajemnione. Bóg jeden wie dlaczego, nie jesteś bowiem aż tak przystojny i masz diabelski charakter. A cóż to takiego? Lady Helena wypatrzyła na biurku pokryty cyframi kawałek papieru. - Rozważałem ewentualne oświadczyny - przyznał Lysander, nerwowo przeczesując palcami włosy. - Starałem się obliczyć, kiedy byłbym w stanie oddać pieniądze z jej posagu. Ta kolumna pokazuje niezbędne ulepszenia, tutaj spisałem oczekiwane zyski. Ale pozostają zobowiązania - westchnął. - To beznadziejne, ciociu Heleno. Jak mogę prosić ją o rękę, kiedy tak bardzo potrzebuję tych pieniędzy? Nie będzie tym zachwycona! - Wskazał ręką kartkę. Lady Helena podniosła papier, przedarła go na pół i wyrzuciła do kosza. - No wiesz, Lysandrze, zaczynam tracić do ciebie cierp¬liwość! Biedna dziewczyna nie zamierza przeglądać rachun¬ków, ona potrzebuje miłości! Czy ty już nie potrafisz myśleć? Tuż przed czwartą Lysander siedział w bibliotece. Ubrał się w najlepszy czarny frak z podwójnymi klapami, czarne bryczesy i buty z cholewami. Wyglądał blado, ale próbował wziąć się w garść. Kiedy Timson otworzył drzwi, wstał z bijącym sercem. Sprawdź Clemency, niepewna, jak przyjąć te słowa, spojrzała na niego niezdecydowanie. Jednak, ku jej uldze, uśmiechał się. - Bez obaw, wspólnie z lady Arabella poradzimy sobie z grzybami - odparła poważnie. - A co z rozmówkami po francusku? Czy zamierzacie zupełnie to zaniedbać? - Pas du tout. Nous parlerons francais en cherchant des champignons! Arabella popatrzyła na nauczycielkę z paniką w oczach, lecz Lysander tylko się zaśmiał. - Touché, panno Stoneham. - Spojrzał na nią znacznie przychylniej. Do licha, podobała mu się dziewczyna, która staje do rozmowy z nim jak równy z równym. Nie mógł jej też ganić za to, że natknęła się w lesie na Arabellę, właściwie powinien to potraktować jako szczęśliwe zrządze¬nie losu - inaczej nie wiadomo, jak by się sprawy potoczyły. Jest poza tym niezwykle piękna, choć nazbyt szczupła jak na jego gust. Osobiście preferuje brunetki o obfitych kształtach, bardziej w typie Oriany. A w ogóle panna Stoneham została tu zatrudniona jako płatna towarzyszka Arabelli, Lysander zaś, w przeciwieństwie do swego brata, nie miał zwyczaju zadawać się ze służbą. Zanim zdążyli się zjawić Fabianowie i wszyscy zasiedli do kolacji, Clemency czuła się, jakby mieszkała w Candover Court co najmniej od tygodnia, a nie zaledwie jeden dzień. Lord Fabian, tęgi jegomość około pięćdziesiątki, za¬chowywał się jak przystało na prawdziwego dżentelmena. Traktował Clemency z dyskretną kurtuazją, podobnie zresztą jak jego żona. Lady Fabian, ubranej nieco modniej od męża, najwyraźniej odpowiadała podupadła świetność Candover Court. Mimo że pani Marlow wraz z pomocnicami uczyniły wszystko, co w ich mocy, nic nie zdołało ukryć postrzępio¬nych i wyblakłych zasłon czy też plam na jedwabnych draperiach. Lady Fabian, bliska kuzynka matki Lysandra, uważała zapewne, że trochę nieporządku w domu nie ma znaczenia i absolutnie nie brała tego krewnym za złe. Już od dawna utarł się wśród rodziny pogląd, że trzeci markiz nie dba o swoją fortunę, a po jego śmierci lord Alexander okazał się jeszcze gorszy. Lady Fabian nie widziała Lysandra od czasu, kiedy chodził do szkoły, lecz z opowieści krewnych wiedziała, że jest on z nich trzech najbardziej odpowiednim kandydatem do sukcesji. Starsza córka państwa Fabian, Adela, była początkowo zaszokowana panującą w majątku ogólną atmosferą znisz¬czenia i nieładu. W mniemaniu matki uchodziła za pannę dobrze wychowaną, chociaż może zbyt pochłoniętą poboż¬nymi praktykami i dobroczynnością. Minęły już trzy lata, jak została wprowadzona do towarzystwa, lecz dotąd nikt, nie licząc chorowitego wikarego z East End Mission, który cierpiał na polipy w nosie, nie zainteresował się nią. Chuda i wyjątkowo mało powabna, szczyciła się, że jest córką barona, a pokrewieństwo z markizem Storringtonem stało się dla niej dodatkowym źródłem satysfakcji - chociaż widziała go tylko raz, i to wiele lat temu. Nie przeszkadzało jej to w chełpliwym przypominaniu przyjaciołom o swoich znako¬mitych koneksjach. Nic więc dziwnego, że fatalny stan majątku i dworu były dla niej przykrą niespodzianką i tego niekorzystnego wrażenia nie poprawiły ani dumna postawa, ani ciemna karnacja kuzyna Lysandra. Jeśli dom popada w ruinę, pomyślała, taka już widać wola boska. Arabella wydała jej się bezwstydną flirciarą i miała tylko nadzieję, że nie wciągnie Diany w swoje gierki. Diana, młodsza córka Fabianów, zerkała za to z zazdrością na Arabellę, siedzącą po drugiej stronie stołu. Jaka jest śliczna i ożywiona! Ona sama, od wielu lat skazana na bogobojne kazania siostry na temat skromności i całej reszty cnót obowiązujących młodą chrześcijankę, marzyła o odrobi¬nie swobody, którą aż w nadmiarze cieszyła się Arabella. Nawet guwernantka jej młodszej kuzynki była piękna! Nauczycielka Diany, osoba o równie kanciastym wyglądzie, jak i charakterze, na pewno nie należała do osób, które bawią towarzystwo. Co do szacownego Gilesa Fabiana, który w mniemaniu wielu miał zadatki na misjonarza, wystarczyło, by tylko rzucił okiem na Clemency, a nie potrafił już myśleć o niczym innym. Nie zwracał uwagi na oburzenie i rzucane szeptem uwagi Adeli, że panna Stoneham to zwykła guwernantka, i że robi z siebie durnia. Przez resztę kolacji wpatrywał się w nią, ledwie tknąwszy potrawki z dziczyzny i grzybów. Clemency miała na sobie czarną jedwabną suknię, delikatnie Przymarszczoną pod szyją, która doskonale kontrastowała z jej złocistymi włosami i podkreślała zgrabną figurę.