- Izabelo? - zawołała cicho Flic.

tłum, że Izabela przekroczyła linię, a ona została w tyle. Że tamta potknęła się, bo miała buty na wysokich obcasach. Że chciała jechać po nowe buty, co wszystkim wydało się dziwne po wcześniejszych wypadkach w domu. Czyż nie? - To śmieszne - powiedziała na głos Zuzanna, czując się jak skończona idiotka. - Dlaczego Flic miałaby chcieć skrzywdzić - zabić! - Izabelę? Chyba że Izabela wykryła prawdę w sprawie rzekomego przestępstwa Matthew. - O Boże... - westchnęła Zuzanna. Serce tłukło jej się jak szalone, kiedy szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w przestrzeń, sięgając w głąb własnego umysłu, wyobraźni, logiki. Nie mogła się już zatrzymać, podobnie jak pociąg wtedy, na peronie... Tyle że jej myśli pędziły wstecz. Do poprzedniej soboty. I jeszcze dalej. Do ostatniego września. Do najohydniejszego, najkoszmarniejszego, najbardziej niewiarygodnego podejrzenia ze wszystkich. Do śmierci Karo. Flic także tam wtedy była. W tym domu. Chora, w łóżku. http://www.medycyna-estetyczna-waw.com.pl/media/ małej, lecz solidnej kłódki. Do pasa dołączony był kluczyk zawinięty w bibułkę. Nie ulegało wątpliwości, że to samo urządzenie miała na sobie modelka z rysunków. Zuzanna rozpoznała już tę dziewczynkę bez twarzy. Szerokie ramiona - wyjątkowo szerokie jak na dziecko, długie nogi. Imogen. Niemal na pewno Imogen. - Ty skurwysynu - szepnęła. - Ty cholerny skurwysynu! Usłyszała podjeżdżający samochód i zatrzęsła się z przerażenia. Z sercem bijącym jak młot zdołała zawinąć kluczyk w bibułkę i umieścić na dnie torebki. Teraz ta rzecz (sam dotyk przyprawiał ją o mdłości)... jeszcze tylko złożyć wszystko w paczuszkę i schować w

— Zupełnie mnie to nie dziwi, milordzie. I zgadza się w zupełności z tym, co już o panu słyszałam. 75 Spostrzegła zdumienie na jego twarzy i zanim zdążył jej przeszkodzić, minęła go szybko i wyszła z salonu. Biegnąc po schodach, słyszała za sobą jego śmiech. Sprawdź jeszcze dopracować. Muszę pójść w to samo miejsce, gdzie byłam wczoraj — pomyślała — i upewnić się, czy dobrze uchwyciłam światło. Książę na pewno jej dzisiaj nie zaskoczy, ponieważ pojechał ze swymi gośćmi do willi „Wiktoria”. Tak nazwała ją panna Rothschild po wizycie monárchini. Tempera była przekonana, że posiłek będzie tam trwał bardzo długo, a sprzyjać temu będą znakomite potrawy, z jakich zawsze słynęły przyjęcia w domu Rothschildów. Mogę bezpiecznie iść do grodu, pomyślała Tempera. — 79 Jeśli książę ma zobaczyć ten obraz, muszę się do niego przyłożyć.