– Domyślam się. – Ale Mann nie wyglądał na przekonanego. – A co z panem Avalonem?

Pojawiła się – na trzeci dzień. Tym razem jednak dała się przekonać perspektywą szafirowego pierścionka, który miał być dodatkiem do dwustu rubli. Ale postawiła warunek: kawaler ma wynająć najlepszy numer w hotelu „Sans Souci”, zakładzie luksusowym, ale nieco wątpliwej reputacji, i zjawić się tam na spotkanie o dziesiątej wieczorem. Uszczęśliwiony Nosaczewski na wszystko się zgodził i za pięć dziesiąta, z ogromnym bukietem róż w ręku, stukał już do drzwi zawczasu zamówionego apartamentu. W bawialni płonęły dwie świece i pachniało wschodnimi wonnościami. Zgrabna, wysoka postać w bieli wyciągnęła do prorektora ręce, ale natychmiast ze śmiechem odskoczyła i wszczęła z konającym z pożądania Nosaczewskim lekki flirt, polegający na kokieteryjnym bieganiu wokół stołu, a kiedy zalotnik kompletnie się zasapał i poprosił o litość, postawiono mu ultimatum: ma bezwzględnie wypełniać wszystkie zalecenia zwyciężczyni. Jego magnificencja chętnie skapitulował, tym bardziej że warunki wyglądały kusząco: piękność osobiście rozbierze kochanka i wprowadzi go do buduaru. Drżąc od rozkosznego oczekiwania, Nosaczewski pozwolił lekkim, szybkim palcom zdjąć z siebie całe ubranie. Nie sprzeciwił się też, kiedy pomysłowa panienka obwiązała mu oczy chusteczką, nałożyła na głowę koronkowy czepeczek, a zreumatyzowane kolano obwiązała różową podwiązką. – Idziemy do przybytku marzeń, kaczorku – szepnęła podstępna kusicielka i zaczęła popychać oślepionego prorektora w stronę sypialni. Uczony usłyszał skrzyp otwierających się drzwi, następnie otrzymał całkiem solidnego http://www.meblekuchenne.edu.pl ciasto. Cokolwiek... Nie wolno im traktować jej w ten sposób. Zostawiać z tym poczuciem bezsilności. Pan Gregory nie dał się przekonać. Ich syn przebywa pod intensywnym nadzorem, personel nie dopuści do próby samobójczej. Podczas śniadania trzeba było Danny’ego wyprowadzić, bo na myśl o spotkaniu z rodzicami wyrwał sąsiadowi widelec i próbował przebić sobie nadgarstek. Nie, nie mogli chłopca odwiedzić. Ani mąż, ani ona. Koniec i kropka. Warkot za oknem umilkł. Zaszeleścił worek od kosiarki. Pan McCabe wysypywał pewnie jego zawartość na klomby. Sandy widziała ze sto razy, jak to robił. Rozrzucał ściętą trawę, żeby dostarczyć glebie trochę azotu. Stwardniałymi od ciężkiej pracy dłońmi pielęgnował ogród jak ukochaną istotę. Odłożyła talerz na suszarkę. Skończyła zmywanie. Podłoga i blaty lśniły. Wyczyściła nawet piecyk i wytarła mikrofalówkę. Była dopiero ósma, początek długiego dnia, z którym

zalotnie. Quincy miał nadzieję, że żartowała. Przybrawszy poważniejszy ton, Ginnie przeszła do wyliczania zalet swojego przybytku. Co rano serwowała bułeczki domowego wypieku, a co wieczór czekoladowe ciasteczka. Za dwa dolary robiła pranie; trzeba tylko zostawić brudne rzeczy przed drzwiami. No i motel nie był wcale taką prowincjonalną dziurą, jak mogło się wydawać. Zainstalowała w nim nowoczesny sprzęt komputerowy, dzięki któremu, gdyby przyszła jej na to ochota, mogła co Sprawdź tej młodej policjantki. Lori.. i Liz... Lorraine. Lorraine Conner. Nawet nie pokazywali jej w telewizji. Występował tylko burmistrz i jakiś gość z policji stanowej o nazwisku Sanders. Więc skąd ten facet znał nazwisko Conner? I, co gorsza, dlaczego Ed Flanders odnosił wrażenie, że już gdzieś go widział? Oczy, a może nos? Odjąć mu parę lat, skrócić włosy... Cholera, nie mógł skojarzyć tej twarzy. Nieprzyjemny facet, który wszedł do jego baru i zachowywał się jakoś dziwnie. Nie podobał się Edowi. Nie budził zaufania. Ale barman jeszcze nie wiedział, co ma z tym zrobić. Po powrocie do pokoju hotelowego w końcu pozwolił sobie na odpoczynek. Cholera, był zmęczony. Tempo ostatnich kilku dni, sprawy, które musiał jeszcze załatwić... Jeśli ktoś myśli, że morderstwo jest łatwe, na pewno sam tego nie próbował. Pogrzebał w kieszeniach i wydobył celofanową torebkę z lekarstwami. Rozerwał ją,