ciebie, w czasie kiedy chodziliscie ze soba. Nickowi to sie nie spodobało. Marla milczała, zaskoczona. - Miał temperament - dodał Alex - i du¿o szczescia, ¿e nie skonczył w pudle. - Wzruszył ramionami. - To stare dzieje. Wykaraskał sie z tego. - Podszedł do niej, ponownie ujał ja za ramiona, ale tym razem łagodnie, i postawił ja na nogi. Jego oddech pachniał tytoniem. - A teraz... posłuchaj... - Patrzył na nia stanowczo. - Tom zostanie... na jakis czas. Tylko na jakis czas. Dopóki nie poczujesz sie lepiej. Dobrze? Zastanawiajac sie, czy nie popełnia błedu, wolno skineła głowa i pozwoliła sie objac. Poczuła na policzku miekka wełne jego marynarki i na chwile przymkneła oczy. - No dobrze. Na jakis czas - zgodziła sie, usiłujac wzbudzic w sobie jakies uczucie dla tego człowieka, jej me¿a i ojca jej dzieci. Szukała w sobie jakiegos sladu po łaczacej ich przecie¿ kiedys miłosci i namietnosci, jakiegos dobrego wspomnienia, czegokolwiek, co mogłoby ja przekonac, ¿e kiedys wydarzyło sie miedzy nimi cos szczególnego. Z trudem powstrzymała cisnace sie do oczu łzy, czuła, ¿e wszystko jest http://www.maszynadoszycia.net.pl Kylie podniosła głowe i zobaczyła przez szybe psia twarz detektywa. 465 - Zaraz wracam - powiedziała do Nicka, choc wiedziała, ¿e jej nie słyszy. Wyszła szybko z sali i omal nie wpadła na detektywa. - Moge zło¿yc zeznania pózniej? - spytała, spogladajac przez ramie na Nicka. - Nie dlatego tu przyszedłem. - Wiec dlaczego? O Bo¿e, nie chodzi chyba o dziecko... - Nagle ogarneło ja przera¿enie. - Nie, nie. O ile wiem, jest cały czas z babcia i niania. Pani Eugenia musiała wziac srodki uspokajajace, ale Fiona to
Nick, Eugenia i Marla zostali przy stole. Marla odsuneła talerz z niedokonczonym posiłkiem. Nick domyslił sie, ¿e zda¿yła sie odzwyczaic od normalnego jedzenia, a prze¿uwanie najwyrazniej nadal sprawiało jej ból. - Cos nowego? - Alex siegnał do kieszeni i wyciagnał zmieta paczke papierosów. Sprawdź strzelcem. Jeżeli ktokolwiek potrafi namierzyć Pritcharta albo Elizabeth, to właśnie on. Przecież tego chciałaś, prawda? - Tak, ale... - No to musisz z tym żyć. - Kim on jest? Zakładam, że ma jakieś nazwisko. Nevada chwycił ją za nagie ramiona swoimi dużymi, stwardniałymi dłońmi. - Nie chcesz poznać złych wieści? - Nagle zrobił się śmiertelnie poważny i mięśnie jego twarzy jakby zastygły. - Jakich? - Ross McCallum wyszedł z więzienia. - Zamarła. Poczuła, że robi jej się niedobrze. - Już jest w Bad Luck. Zupełnie się załamała. Gdyby nie podtrzymujące ją dłonie Nevady, chyba zaczęłaby dygotać. Wysiłkiem woli odzyskała spokój. McCallum nie mógł jej zaszkodzić. Nie odważyłby się. - Twój przyjaciel z rozmowy telefonicznej też o tym wiedział? - Nie. Sam się o tym dowiedziałem, dzisiaj rano. Shep Marson był na tyle uprzejmy, że mnie poinformował.