Bentz zdawał sobie sprawę, że ma niewiele punktów zaczepienia, ale uważał, że to i tak dobrze na początek. Męcząca praca, ale zawsze coś. Zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Montoya. Bentz się uśmiechnął. – Masz już coś dla mnie? – Bujaj się, Bentz. Akurat nic nie robię, tylko czekam, co wymyślisz. – Postaraj się. – Bosko. Coś jeszcze? – zapytał drwiąco. – Nie. – Nie ma sensu opowiadać o skoku z molo w Santa Monica. Jeszcze nie. – Tylko daj mi znać, bo wiesz, że o niczym innym nie marzę, chcę ci wiernie służyć. – Cudowne uczucie, nie? – Jak cholera. – Zawsze możesz na mnie liczyć, Montoya. – Rozłączył się tuż przed zjazdem z autostrady i podjechał pod stary szpital. Nie był duży. Ogrodzenie broniło dostępu do odrapanej budowli, w której niegdyś mieścił się szpital pod wezwaniem świętego Augustyna. Tabliczka ostrzegała, że nieupoważnieni mogą się liczyć z najwyższą karą przewidzianą prawem. Proszę bardzo. Bentz zignorował ostrzeżenia, przeszedł przez bramę, zeskoczył na żwirowany podjazd. Poczuł przejmujący ból w nodze – przypomnienie, że nadal nie jest w stu procentach sprawny. Ale szedł dalej, zbliżał się do zamkniętego szpitala. http://www.maestroinowroclaw.pl – O1ivio... – Wiem, co chcesz mi powiedzieć, Bentz. Co do słowa. Ale dręczy mnie to, czego mi nie mówisz, huczy mi w głowie i rozdziera serce na strzępy. – Chwileczkę. – Nie, nie ma chwileczki ani nawet pół. Posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Moim zdaniem za wszelką cenę chcesz się rozliczyć z przeszłością. Zmierzyć się z nią. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jeśli w naszym małżeństwie jest jakiś problem, to jest nim właśnie matka Kristi. Jennifer. Kobieta, z którą się rozwiodłeś, bo cię zdradzała, i którą przyjąłeś ponownie, chociaż nie potrafiła dochować wierności. Zmagasz się z emocjami, które od ponad dziesięciu lat nie dają ci spokoju: poczuciem winy. Czujesz się winny, że ty żyjesz, a ona nie. – Czy to opinia zawodowa? – Nie ma w tyra nic zawodowego. To zdrowy rozsądek. – Rozejrzała się dokoła, odsunęła talerz z sałatką.
– Niemożliwe. – Wstrząsnęło nią to wyznanie. – Bentz jest bezpłodny. – Nie żartuję! Jestem w ciąży! To niewinna istota. Nie chcesz chyba jej śmierci? – Olivia z najwyższym trudem zachowywała spokój, nie dawała po sobie poznać, jak bardzo się boi. – Nie jesteś jak seryjni mordercy, prawda? Jesteś inna! – Usiłowała dotrzeć jakoś do morderczyni. – Dziecko? – Szeptała, jakby do siebie, z niedowierzaniem. – Bentza? Nie... Ale... Sprawdź zapyziałym SoCal Inn, idealnym miejscu na samobójstwo. Tani. Intymny. Z widokiem na basen, jeśli ktoś sobie życzył. Hayes obracał szklankę w dłoniach. – Dobra, dajmy spokój bzdurom. O co chodzi? Bentz wypił kolejny łyk piwa, sięgnął do kieszeni i wyjął kserokopię pomazanego aktu zgonu. Wyjaśnił, że nadano go w Culver City, a przesyłka trafiła na jego wydział. – No i? – Hayes wzruszył ramionami. – Ktoś sobie robi głupie żarty. Bentz skinął głową. – Ale to nie wszystko. – Położył na stole zdjęcia Jennifer. – Ktoś też mnie podkręca. – O cholera. To Jennifer, tak? Zdjęcia są nowe, jak się domyślam? – W każdym razie tak mam myśleć według tego, kto mi je wysyła. Hayes przyglądał się im uważnie. – Podobna? – Jak dwie krople wody.