- Daje sygnał do rozpoczęcia pierwszej tury.

zimną krwią człowieka. Właśnie dlatego chciałam się widzieć z Westlandem! Żeby Michaiła aresztowano! Żeby go powieszono! - A więc dlatego cię ściga? Żeby cię uciszyć na zawsze? Teraz wszystko nabiera sensu - mruknął w zamyśleniu. - Jeśli nadal pragniesz mnie opatrzyć, to przyznam, że ramię paskudnie mnie boli. Masz coś, czym można by je owinąć? - zapytał po chwili. - Halkę. Mogę odedrzeć kawałek. - No to chodźmy, ma petite. - Ujął ją za rękę z takim wdziękiem, jakby mieli wyjść na parkiet w sali balowej. - Możemy posiedzieć sobie w kościele, a kiedy mnie opatrzysz, opowiesz mi wszystko dokładnie. Spróbuj mi zaufać. Stanowczym ruchem ujął ją zdrową ręką za łokieć i przeprowadził przez ulicę do kościółka. 6 Alec nie był w kościele od ślubu Lizzie ze Strathmore'em. Taki grzesznik jak on powinien czuć obawę przed wstąpieniem do świątyni, tym bardziej że dopiero co pozbawił czci dziewicę i zabił dwóch ludzi. Wszedł jednak w ślad za Becky przez wielkie dębowe drzwi, a potem obydwoje znaleźli się w cichej nawie. Białe, sklepione wnętrze wypełnione było słońcem. - Tędy - szepnęła. Weszli w cień bocznej kaplicy. Becky zamknęła niewielkie drzwiczki i siadła obok niego. Przed nimi wyrzeźbiony w drewnie archanioł Michał w rzymskiej zbroi, z pozłacanymi skrzydłami przeszywał smoka lancą, zakończoną http://www.logopedapoznan.edu.pl/media/ obramowanie twarzy. Ciemne pukle spływały po bokach. Była tak elegancka, że zdumiał ją własny wygląd. Upewniła się, że niczego nie brakuje, i wygładziła fałdy. - Becky, czy mam czekać w nieskończoność? - Już idę! - Wybiegła z pokoju całkowicie spokojna, wystrojona niczym najwytworniejsza londyńska dama. - Ten strój jest do przyjęcia, cherie - mruknął, kiedy zbiegła po schodach. - Czy mam dobrze zawiązany halsztuk? - Już ci mówiłam, że tak. Starałam się, jak mogłam. Pomaganie Alecowi przy ubieraniu było jedną z najzabawniejszych rzeczy, jakie robiła kiedykolwiek, a zyskała ten przywilej tylko dlatego, że lokaj opuścił go tydzień wcześniej, nie mając żadnej nadziei na wypłatę zaległych poborów. Fatalna rzecz dla londyńskiego dandysa. Miał na sobie tradycyjny strój wieczorowy o wspaniałym kroju - śnieżnobiałą jedwabną koszulę i ciemnoszare pantalony ze strzemiączkami, dzięki czemu materiał idealnie

zatamować krwawienie! - Nic mi nie jest. - Nieprawda! - Nieważne - burknął. - W końcu - dodał tonem pełnym goryczy - co znaczy moja krew w porównaniu z twoją? Becky puściła jego uwagę mimo uszu. Sprawdź się, uśmiechnięta z zadowolenia. Alec z trudem bowiem się zgodził, żeby mu towarzyszyła. Jeszcze przy ubieraniu sprzeczali się w sypialni. - Nie mogę cię zabierać do domu gry! - upierał się, wciągając spodnie. - Dlaczego? - Bo szanujące się damy tam nie chodzą! Każdy sobie pomyśli, że jesteś moją flamą. - Czym? - No, kochanką. - Naprawdę? - Becky nie zmartwiła się tym zanadto. Czyżby Alec jeszcze nie wiedział, że wcale nie dba o to, co myślą inni? - Nieważne. Przecież mnie ochronisz! - Chodzi o co innego. Nawet mężatki chadzają tam jedynie w towarzystwie swoich stałych adoratorów, cavaliers servientes. I tylko wtedy, kiedy przestają już rodzić dzieci lub przestaje im zależeć na reputacji. - A dlaczego nie zabierają ich tam mężowie?