- O ile wiem, panienko, panna Baverstock opuści Candover jeszcze dzisiaj - powiedziała Molly.

- Tak... - Drżącą dłonią odgarnęła włosy z twarzy. - Ona jest moją matką. Dlatego powinieneś był powiedzieć mi prawdę. Powinnam była wiedzieć, co się dzieje, Santos. - Gdybym to zrobił, mogłabyś uniemożliwić mi śledztwo. - Rozumiem. - Zacisnęła pięści. - Bałeś się, że ją uprzedzę i ona się wymknie. Martwiłeś się, że mogłabym cię powstrzymać. - Wiedziałem, że nie będziesz mi wierzyć - powiedział z westchnieniem. - Dlatego chciałem mieć pewność, dowody. Co w tym złego? Gloria zamknęła oczy. Kochała go i wiedziała, że nigdy nie przestanie go kochać. A on nie miał do niej zaufania. Nie kochał jej, nigdy nie pokocha. Podeszła do biurka. Z dolnej szuflady wyjęła torebkę. - Ile mam czasu? - Niedużo. - Popatrzył na zegarek. - Najwyżej dwadzieścia minut. Skinęła głową, pozornie uspokojona. - Idę. - Pojadę z tobą. Zmrużyła oczy. - Idź do diabła. Jadę sama. - Dałem słowo Jacksonowi. - Nadal się boisz, że pomogę jej uciec? - Podeszła do drzwi. Stanęła przy nich i odwróciła się do Santosa. – Nie ufasz mi. Oskarżasz, że nie mam do ciebie zaufania, że nigdy go nie miałam. Tymczasem mam go na tyle, żeby cię kochać. To nie ja, ale ty podkreślałeś różnice, które nas dzielą. Cały czas mnie osądzałeś, twierdziłeś, że opływam w bogactwa, że jestem zepsuta, zajęta wyłącznie sobą. Że nie potrafię kochać... - Uniosła głowę. - Ale to ty uznałeś, że nie zasługujesz na moje uczucia. - Z trzaskiem otworzyła drzwi. - Teraz widzę, że nigdy w nas nie wierzyłeś. Nigdy mi nie ufałeś i nadal nie ufasz. Tylko że teraz nie mam czasu, żeby się tym przejmować. Jadę, Santos. Sama. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SIÓDMY Gloria prowadziła auto jak obłąkana, oślepiona przez łzy, ogłuszona tym, co usłyszała o matce. Musi istnieć jakieś wyjaśnienie, powtarzała sobie z rozpaczą. Modliła się, żeby matka przytuliła ją i zapewniła, że wszystko, co powiedział Santos, jest wymysłem, kłamstwem. Przeczuwała jednak, że nie otrzyma takiego zapewnienia. Cudem dotarła do domu Hope bez wypadku. Wyskoczyła z samochodu, przebiegła przez trawnik i zaczęła walić w drzwi. Otworzyła jej pani Hillcrest. - Panienka Gloria! Co się stało? http://www.kosmetyki-naturalne.edu.pl/media/ deszczu. - Noce stają się coraz chłodniejsze - zauważył. - Nim się obejrzymy, nadejdzie koniec lata. Z tego, co pamiętam, zimy w tym regionie nie należą do najprzyjemniejszych. Dużo tu śniegu. Nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę dzieci w góry. Czy jeździ pani na nartach? Pokręciła przecząco głową. - To już cztery osoby, które będę musiał nauczyć. Przecież pojedzie pani z nami. Mam nadzieję, że nie czuje się pani urażona, w końcu nawet nie spytałem. Może nie przepada pani za nartami? - Wręcz przeciwnie, zawsze chciałam się nauczyć jeździć na nartach, ale to drogi sport, a ja zawsze miałam inne pilne

Spostrzegła, Ŝe Mark wzrok ma utkwiony w jej ustach. I poczuła wyraźnie, Ŝe coś zaczęło się dziać w tym pokoju, jakby wypełniało go napięcie, jakie oni oboje wytwarzali. I zapragnęła z całej mocy poznać smak jego pocałunku. Przeraziła się swoich marzeń i pomyślała, Ŝe musi ich się pozbyć, ale nic z tego nie wyszło, było to ponad jej siły. Nawet jeśli pocałuje go, on nigdy jej nie zrozumie. Ani jej uczuć, ani jej sposobu myślenia. Bicie obu ich serc odbijało się echem od ścian Sprawdź Rad z tej konkluzji objął ją delikatnie, by razem zapaść w sen. Alli powoli otworzyła oczy. Mark leŜał obok i wsparłszy się na łokciu, patrzył na nią, obserwował, jak śpi... albo czekał, kiedy się obudzi. - Dzień dobry, Alli. Brzmienie jego głosu, niskiego, pełnego seksu, spowodowało, Ŝe przeszył ją dreszcz. Uniosła głowę i spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej. Jeśli idzie o porę dnia, był poranek, choć dochodziła dopiero piąta. - Dzień dobry - rzekła, starając się mówić bez sennego akcentu. - Czekałem, aŜ się obudzisz. - Naprawdę? Puls jej wydatnie przyspieszył, szczególnie gdy połoŜył nogę na jej nodze. Ten bezpośredni kontakt jeszcze bardziej ją pobudził. - Naprawdę, bo znowu chcę się z tobą kochać.