przesuwając się trochę w lewo. - Jesteś szkieletem, który nie potrafi czuć

Glenda usłyszała odgłos włączania magnetofonu, a potem trochę niewyraźny nagrany głos. Musiała wysłuchać jakichś trzech minut rozmowy. A dokładnie fragmentu mówiącego o czasie. Sprawię, że jej śmierć będzie długotrwała i wyjątkowo bolesna. To jej wystarczyło. Quincy miał rację. Dowody przemawiające przeciwko niemu były zbyt doskonałe, a poza tym dlaczego szanowany agent federalny miałby nagle postanowić wyrżnąć całą swoją rodzinę? Czyli istniał jakiś inny sprawca. Człowiek, dla którego niewiele znaczyło zamordowanie młodszej córki agenta. Człowiek, który brutalnie zamordował byłą żonę agenta. Człowiek, który na koniec porwał i najprawdopodobniej również zamordował chorego na Alzheimera ojca agenta. O Boże! - No dobrze - powiedziała cicho. - Co robimy? - Masz samochód przed domem? - Nie na podjeździe. Trochę dalej. - Jak daleko? - Trzy do czterech minut marszu. - Powinno ci się udać. Glenda, pomyśl o tym jak o treningu. Wyjmij pistolet, odbezpiecz go i biegnij jak wszyscy diabli! Na pewno ci się uda! - Nie. - Glenda... http://www.kon-krakow.pl ten dzień miał się nie skończyć. Ale po dniu pierwszym nadejdzie drugi, trzeci i czwarty, a potem pierwszy miesiąc, drugi i trzeci, a później pierwszy rok... Łzy popłynęły jej po policzkach. Przyszła tu z zamiarem profesjonalnego postępowania. Powinna powiedzieć, że musi wyjechać z miasta. Powinna przedstawić profesorowi zwięzły opis wydarzeń ostatnich dni. Powinna zakończyć stwierdzeniem, że w związku z zaistniałymi okolicznościami jest zmuszona zrezygnować z dalszej pracy naukowej. Powiedzieć to z godnością. Stanowcza. Opanowana. Taki miała zamiar. W końcu była jedną z najlepszych studentek! Ale pochowała siostrę, a teraz straciła matkę. Jeszcze niedawno była młodą kobietą. Teraz już nie. Weszła do ciepłego gabinetu. Od razu spostrzegła panujący w nim bałagan: stosy papierów, usychające rośliny... Opanowanie nagle prysło jak mydlana bańka. Stanęła przed mężczyzną, którego szanowała prawie tak samo

łatwiejszego. Stworzyłem tajemniczego faceta, żebyście mieli się za kim uganiać. Co za spryt i dowcip. Kiedyś będę musiał chyba napisać książkę. – Nie chcę rozwiewać twoich złudzeń, Richardzie, ale skoro jesteś taki genialny, jak myślisz, skąd wiem, że to ty strzelałeś? Danny mi powiedział. A tak przy okazji, zostawiłam już moim współpracownikom wiadomości o tobie. Przyznaj, że gra się skończyła. – Rainie skłamała, że powiadomiła o swoich odkryciach Sandersa i Luke’a, ale Mannowi było Sprawdź Dzień pierwszy - pomyślała znowu, kontynuując swoje myślowe notatki. - Uświadamiam sobie, że nawet ja mogłabym być maniakalnym zabójcą. Po czterech minutach Doug James zjawił się w recepcji strzelnicy. Od razu spojrzał na Kimberly. Przyznała w myślach, że znów ją zatkało. Doug był przystojny i bardzo męski, choć sporo od niej starszy. Miał ogorzałą twarz i wyblakłe od słońca ciemne włosy, miejscami przyprószone siwizną. Zmrużone oczy wskazywały na to, że wiele czasu spędzał na powietrzu 151 i że często spoglądał na słońce. Do pracy przychodził porządnie ogolony, ale już przed wieczorem pojawiał się zarost, miejscami również siwiejący. Nie był zbyt wysoki, ale solidnie zbudowany i miał szerokie bary. Nieraz czuła na sobie jego silne mięśnie, kiedy poprawiał jej postawę w czasie ćwiczeń. Czuła ciepło jego ciała, kiedy stał w odległości zaledwie paru centymetrów.