Grażyna Szulkowska-Bigus

Zdolni praktykanci pracowali według projektów MacNeice'a, ale wymóg uległości nie pozwalał im rozwinąć skrzydeł; natomiast architekci z ambicjami mogli oferować projekty albo całego budynku, albo poszczególnych elementów. W pierwszych tygodniach po ślubie Matthew niechętnie godził się na nadgodziny, teraz jednak traktował je jako luksus, a praca pod kierunkiem MacNeice'a stanowiła jego największą przyjemność. - Ty wciąż ślęczysz nad tym? - Katrina Dunn wróciła do biura tuż przed ósmą wieczorem w połowie miesiąca, ponieważ zostawiła w szufladzie książeczkę czekową. - Można rzucić okiem? Matthew wyprostował plecy i przeciągnął się. 110 - To do Canterbury. - Rozumiem. Nie pisnę nikomu ani słowa. - Nie sądzę, żeby ludzie ustawiali się w kolejce do moich pomysłów. - Nie mam żadnych szans w tym konkursie - przekonywała go swym śpiewnym, szkockim akcentem. - Nawet gdybyś miała, i tak byłbym ciekaw twojej opinii. Odsunął się nieco, żeby mogła dobrze się przyjrzeć. Była niewysoka i szczupła; niedawno podcięła swe rude loki i ta nowa fryzurka świetnie http://www.juiceflow.pl Staruszek odrzekł coś w rodzaju: „Proszę się mną nie kłopotać", a później już tylko odgłos zamykanych drzwi. Flic wyjrzała znowu. John dreptał - znacznie wolniej niż zwykle - w stronę schronu. Miał tam dwa robocze stoły - jeden nad ziemią, pod skorodowanym blaszanym daszkiem, przy samych drzwiach, drugi na dole. Może zrobi to, co zwykle w czasie brzydkiej pogody: powiesi kurtkę na haku wbitym w zewnętrzną ścianę pod daszkiem, zapali światło, naciskając kontakt w tej samej ścianie, a potem otworzy sobie kopniakiem spaczone drzwi i zejdzie na dół po kamiennych schodkach. W schronie trzymał czajnik i dwie sfatygowane puszki po herbatnikach - w jednej były torebki herbaty PG, w drugiej cukier (stary John lubił okropnie słodką herbatę). Dawniej Izabela przynosiła mu napoje z domu, a czasem, w weekendy, Flic przychodziła ze swoją filiżanką i

Matthew zerknął na zegarek. - Tylko musimy się pośpieszyć. Poszli do działu krawatów na parterze, gdzie na życzenie Kat Matthew zarzucał sobie kolejno na szyję nieskończoną liczbę jedwabnych krawatów o niepoważnym charakterze. - Matthew! Tak myślałam, że to ty! Sprawdź mnie. — Pragnę... należeć do ciebie. Chcę być z... tobą. Jej głos przepełniała namiętność prawie tak wielka jak jego. — Jesteś taka cudowna, moje serce — powiedział książę. — Lecz oboje wiemy, że jest między nami coś o wiele ważniejszego niż piękno, coś nieokreślonego, a jednak bardzo realnego. Tempera ujrzała na jego twarzy uśmiech. Książę dodał: — Ojciec zawsze mówił ci, byś patrzyła i słuchała, lecz zapomniał dodać jeszcze jedno słowo — słowo najważniejsze ze wszystkich. — Jak ono brzmi? — spytała Tempera.