– Walt wie więcej ode mnie. A myślisz, że kto jest naszym informatorem?

się spodziewał, krótka i konkretna. Gdyby zechciał przyjechać do szpitala. Odłączą aparaturę, kroplówkę. Koniec może nastąpić bardzo szybko albo bardzo powoli. Nigdy nie wiadomo. Zaczął się pakować. Kiedy na torbie zauważył białą pianę, zdał sobie sprawę, że nie dokończył golenia. Wrócił do umywalki. Musiał jeszcze zadzwonić w kilka miejsc. Telefony do Quantico były łatwe. Za to ostatnia, rozmowa z Rainie, wydawała się przerastać jego możliwości. W sprawach zawodowych Quincy był ekspertem, ale w życiu prywatnym musiał się jeszcze wiele nauczyć. Wiedział, że jest potrzebny w Bakersville. Sytuacja szybko się zmieniała, a w przypadku inteligentnego zbrodniarza sprawy zazwyczaj pogarszały się, zanim mogły przybrać lepszy obrót. Quincy złapał się na tym, że myśli o Jimie Becketcie i innej młodej, pięknej policjantce, dla której próba powstrzymania seryjnego mordercy skończyła się tragicznie. O Boże, miał nadzieję, że tutaj do tego nie dojdzie. Rainie potrzebowała go. Była silna, ale są wydarzenia, przez które żaden człowiek nie powinien przechodzić samotnie. Ostatniej nocy, zanim znowu go zaatakowała, zauważył ból w jej oczach. Jeszcze chwila, a runąłby ostatni mur. Może zdołałaby całkowicie się otworzyć. Chciał być przy niej w tym momencie. Nawiązało się między nimi coś wyjątkowego. Bóg jeden wie, że nie spotykał na swojej drodze wielu ludzi, którzy imponowali mu, a jednocześnie potrafili oczarować go. Ale potrzebowała go też rodzina i, jak to często mu się zdarzało, czuł, że powinien http://www.guzmet.com.pl/media/ – O jakimś komputerowcu? Może. Danny zawsze się czymś interesował. Nie wiem, jak można spędzać tyle czasu, gapiąc się w ekran. – Widziałeś jakieś maile od tego faceta? – A na cholerę mi one? – Danny naprawdę lubił z nim korespondować. Może byłeś zazdrosny. – Słuchajcie, nawet o nim nie słyszałem i, szczerze mówiąc, ten pseudonim brzmi, jakby frajer był impotentem. Danny’ego bawiła poczta. OK? Sześć miesięcy temu albo osiem, nie pamiętam, był strasznie podjarany, bo poznał kogoś przez Internet. Bez przerwy latał sprawdzać, czy przyszły, kurwa, nowe maile. To wszystko, co wiem. – Podpuszczałeś go – powiedziała cicho Rainie. – Danny miał kłopoty ze sobą, a ty go jeszcze buntowałeś. Teraz trzy osoby nie żyją. Część winy spada na ciebie Charlie. I będziesz musiał z tym żyć. – Chromolę to. Z prawnego punktu widzenia jestem czysty jak łza. A teraz oddawaj

że mi na nich zależy. – Kącik jego ust zadrżał ironicznie. – A garnitury wybrałem sobie sam. Rainie przyklęknęła na łóżku. Nie spuszczała z niego oczu. Przysunęła się bliżej. – Ja pochodzę z białej hołoty. Nie odwrócił wzroku. – Daj spokój, Rainie. – Nie. Mówię tylko od razu, kim jestem, żebyś potem nie mógł mi tego wytknąć. – Sprawdź pewnie ukamienowaliby ją jak jawnogrzesznicę z ewangelii. Co zatem robić? Upudrowana wyjść nie może, bez pudru, z siniakiem – też nie. A i czasu tracić nie wolno. Myślała, myślała, aż wymyśliła. Ubrała się w najprostszą suknię z czarnego tybetu. Głowę obwiązała pielgrzymią chustą, jak najciaśniej, po same kąciki oczu. Wyzierającą spod chusty część siniaka pokryła blanszem. Jeśli ktoś się specjalnie nie będzie przyglądał – ujdzie, prawie nic nie widać. Przemknęła do wyjścia, zasłaniając policzek chusteczką. Żółty sakwojaż zabrała ze sobą, nie zaryzykowała pozostawienia go w pokoju. Wiadomo, jaka jest służba hotelowa – wszędzie nos wetkną, myszkują w rzeczach. Nie daj Bóg, znajdą rewolwer albo protokół. W końcu bagaż nie taki wielki, rąk nie oberwie. Na ulicy pątniczka opuściła wzrok i w ten sposób, pod postacią osoby cichej i pokornej, doszła do głównego placu, gdzie jeszcze poprzedniego dnia zauważyła sklepik ze strojami