Poszedł na werande z tyłu domu, sprawdzajac po drodze,

których zapomniano albo które zlekceważono. Szybko zerknął przez ramię na ulicę, po czym, ledwo poruszając wargami, syknął przez zaciśnięte zęby: - Coś pani powiem, panno Cole. Nie dyskutuję o sprawach służbowych na środku ulicy. - W biurze nie chciał pan ze mną rozmawiać. - Ponieważ nie miałem nic do powiedzenia - wycedził, unosząc brwi. - Nic. - Chciał, żeby się zamknęła, siedziała cicho, zachowywała się przyzwoicie, ale ona nie dała sobie zamydlić oczu jego reputacją czy staroświeckim wdziękiem. - Myślę, że ma pan coś do powiedzenia. Wie pan o dziecku, wie pan o darach mojego ojca dla Szpitala Naszej Matki Boskiej Bolesnej, a prawdopodobnie wie pan nawet, dlaczego sędzia uważa, że ma cholerne prawo urządzania mi życia wedle swoich własnych reguł. - Nie. Wiem tylko, że powinna pani zrezygnować z tych poszukiwań. Jeśli miała pani dziecko, to jest ono teraz już duże, mieszka z rodzicami, którzy je kochają... - A skąd pan to wie? - zapytała, opierając się biodrem o błyszczący zderzak i zakładając ręce na piersi. - Słucham? 104 - Skoro pan nie wie, gdzie ona jest, to jak pan może zakładać, że mieszka z dwojgiem rodziców, że są szczęśliwi, że ma dobrą opiekę? Jeśli nie jest pan wtajemniczony w poufne informacje na temat mojej córki: gdzie jest, z kim mieszka, wszystko, co pan mówi, jest tylko przypuszczeniem, i sądzę, że mam prawo... nie, jestem cholernie pewna, że mam prawo moralne, prawne i etyczne dowiedzieć się, czy moja córka jest bezpieczna i szczęśliwa! Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. http://www.grzejnikidekoracyjne.biz.pl/media/ krzyk, jego ramie eksplodowało i krew zmieszana z odłamkami kosci opryskała sciany, łó¿ko, koronkowy baldachim i Kylie. Monty stoczył sie z łó¿ka, z jego ramienia lała sie krew. Gdzies w pobli¿u rozległ sie płacz dziecka i czyjes szybkie kroki. Wreszcie nadeszła pomoc. Kylie, dyszac szybko, z twarza zalana łzami, cały czas trzymała rewolwer wycelowany w Monty'ego, który jakos zdołał sie podniesc i zrobic krok w jej strone. Wtedy jednak zaplatał sie w zsuniete do kostek d¿insy. - Nawet o tym nie mysl - rzuciła Kylie, gotowa w ka¿dej chwili znowu do niego strzelic, choc rece jej sie trzesły. Monty upadł na podłoge, dyszac cie¿ko i jeczac z bólu. - Nie ruszaj sie.

- Absolutnie. - Spojrzał na nia z ukosa i jego twarz złagodniała. -To tylko twoja wyobraznia. Albo paranoja. Zdaje sie, ¿e w jej przypadku nie ma wiekszej ró¿nicy. - Dlaczego nie powiedziałas Tomowi albo mamie, ¿e zle sie poczułas? - spytał, delikatnie dotykajac jej kolana. - Po to Sprawdź - Acetaminophen. - Tylenol? - Tak. - Cos jeszcze? - Tak, kodeine. - A co brałam przedtem? - spytała Marla, podchodzac do niego. -Co przepisał mi doktor Robertson wtedy w szpitalu? - Halcion. - Co to jest? - Triazolam. Łagodny srodek uspokajajacy. - Swietnie. - Czy naprawde go potrzebowała? - Posłuchaj, nie mam zamiaru brac ¿adnych leków przeciwbólowych. Mysle, ¿e wystarczy mi aspiryna. Wezme ja, kiedy ból zacznie