– Powinieneś odpocząć. Prowadziłeś przez większą część drogi.

– Świetnie – stwierdził. Szybko dopiła herbatę i pojechała do siebie. Zapakowała trochę czystych ubrań i innych osobistych rzeczy, rozejrzała się po swym małym mieszkanku i pomyślała odruchowo, że nie da się go nawet porównać z wytwornym domem Thea. Zaraz jednak wyprostowała się dumnie i wzruszyła ramionami. Może jest skromne, ale za to miłe, przytulne i czyste. Zamykając frontowe drzwi uświadomiła sobie, że wróci tu na stałe szybciej niż przypuszczała – gdy tylko Theodore znajdzie bardziej odpowiednią opiekunkę. Kiedy przyjechała z powrotem, dzieci, umyte już i ubrane, uganiały się podekscytowane po całym domu. Ojciec zawołał je, pożegnał się i przykazał, żeby były grzeczne i posłuszne. Potem odwrócił się na chwilę do Lily. Przebrała się w kwiecistą letnią sukienkę z odkrytymi plecami, odsłaniającą jej smukłą szyję i ramiona, a włosy związała w koński ogon. Wyglądała czysto, niewinnie... i uroczo. Theodore spochmurniał. Powinien już wyjść, gdyż inaczej się spóźni. – Na pewno dobrze się czujesz? – spytał, kierując się do drzwi. http://www.grzejnikidekoracyjne.biz.pl jakichś kłopotów będzie dzwonił. - Jack przekręcił kluczyk w stacyjce i poklepał Malindę uspokajająco po ramieniu. - Rozluźnij się. Wszystko będzie dobrze. Rozluźnij się. W ostatnim tygodniu Malinda słyszała to słowo tyle razy, że wystarczy jej na całe życie. A Cecile była w błędzie. To nie ćwiczenia były potrzebne Malindzie. Może czołowa lobotomia, ale nie ćwiczenia. Od oddechów brzusznych bolały ją wszystkie mięśnie, a na niewiele to się zdało. Wciąż sztywniała, gdy Jack podchodził do niej bliżej niż na pół metra. A dzisiaj miała z nim spędzić cały dzień - sam na sam! Użyła wszelkich możliwych wymówek, by uniknąć

Z gardła Laury wyrwało się wołanie o więcej. Zacisnął dłonie na jej ramionach, a ona zatoczyła się na niego. A potem ich usta spotkały się. Przeszyła go fala gorąca, rozdzierająca na dwoje. -Lauro - wymamrotał, a ona jęknęła i wbiła mu palce w pierś. Sprawdź się tak swobodna, bezpieczna i zadowolona. Lecz po chwili z zakłopotaniem zdała sobie sprawę ze zniewalającej urody tego mężczyzny i nagle zapragnęła wrócić do hotelu. – Powinnam zobaczyć, jak się czuje brat – oświadczyła. – Miał zabrać mnie gdzieś na kolację, ale dopadła go okropna migrena... Ugryzła się w język. Jednak Theo już podchwycił pretekst. – Więc może ja zaproszę cię na kolację? – zaproponował. – Nie powinnaś spędzić samotnie pierwszego wieczoru w Rzymie. Poza tym... – dodał – nie lubię jadać sam. – Ale czy nie wolałbyś raczej...? – Zająknęła się. – To znaczy, czy twoi koledzy nie byliby dla ciebie ciekawszym towarzystwem niż ja? – Z całą pewnością nie – odparł beztrosko. – Będę z nimi obcował aż nadto w ciągu dnia. Na szczęście, wieczory mamy wolne i możemy