ISBN 978-83-7536-384-5

szczegółami, aż do krótkiego, obgryzionego ogonka. Wstrętne zwierzę połaskotało wąsikami podbródek racjonalistki i rozum natychmiast skapitulował. Uwięziona rzuciła się całym ciałem i dławiąc się krzykiem, przeturlała z powrotem na środek ładowni. Uwolniło ją to od myszy, ale za to znów nasunęła się rogoża. Lepiej już tak – powiedziała sobie porwana, wsłuchując się we wściekły stukot serca. Niestety, nie minęło nawet pięć minut, gdy po workowatej tkaninie, wprost nad twarzą, znów zaszurały maleńkie, chwytne pazurki. Polina Andriejewna wyobraziła sobie, co będzie, jeśli tamta, z kusym ogonem, przedostanie się do wnętrza tobołu, i szybko przeturlała się z powrotem do ściany. Leżała, wciągając nozdrzami powietrze. Czekała. 11 Postać z Rewizora Gogola. W pierwszej scenie sztuki opowiada, że śniły mu się dwa ogromne szczury (przyp. tłum.). A wkrótce znów wszystko się powtórzyło: pisk, potem ostrożny marsz po piersi. Znów turlanie się po podłodze. Po jakimś czasie ustaliła się pewna rutyna. Więźniarka zrzucała z siebie nieproszonych gości, to nawijając, to rozwijając workowinę. Myszom chyba spodobała się ta wciągająca zabawa, bo stopniowo przerwy między ich wizytami stały się krótsze. Polinie Andriejewnie zaczęło się wydawać, że zamieniła się w pociąg ze zbioru zadań arytmetycznych, jadący z punktu A do punktu B i z powrotem z coraz krótszymi postojami. Kiedy na górze (czyli, jak należało się domyślać, na pokładzie) rozległy się kroki, pani http://www.grossglockner.com.pl/media/ Maszeńka – trzeba robić gimnastykę i jeździć na rowerze, jak wszyscy światli ludzie troszczący się o swe zdrowie cielesne. No, co to ma znaczyć – trzydzieści osiem lat, a już i brzuszek, i zadyszka, i żadnej zręczności. – Aleksy, naprawdę, pobawił się pan i starczy! – zwrócił się podprokurator do tropikalnych krzewów, zza których dopiero co doleciał szelest szybkich bosych nóg. – Przecież to ja, Berdyczowski, pan mnie doskonale zna! Przybywam tu do pana z polecenia władyki Mitrofaniusza! Zabawa ni to w chowanego, ni to w berka – a ściślej mówiąc, w jedno i drugie naraz – dosyć mu się już dłużyła i podprokurator był potwornie zmęczony. Donat Sawwicz Korowin pozostał u wejścia do oranżerii. Pociągając cygarko, przyglądał się z zainteresowaniem manewrom obu stron. Samego Lentoczkina wysłannik władyki jeszcze nie widział, ale chłopczyna z pewnością tu był – raz i drugi zza szerokich, lśniących liści mignęło gołe ramię.

nawet tego strasznego człowieka. Moje serce jest czyste”. Quincy obudził się ze śladami łez na policzkach. Leżał długo, rozmyślając o sile trzynastoletniej dziewczynki, o Bogu, wierze i tych wszystkich sprawach, które zostawił za sobą w ciągu zbyt wielu lat służby. Dzień po ostatnim telefonie znaleźli ciało dziewczynki. Nagie, posiniaczone, okaleczone. Trzy tygodnie później aresztowali sprawcę: bezrobotnego, który kiedyś naprawiał klimatyzację w domu Wallace’ów. Candy tłumaczyła mu, że Bóg go Sprawdź najszybciej zająć, a najlepiej gdzie zamknąć, bo on wariat, albo – nie daj Boże – karbonar. Może on nawet zamach na Najjaśniejszego Pana planuje. Jakby trza go było aresztować, to błagam, po cichu, bo króla naszego i tak kule ani bomby się nie imają, ale moją reputację szlag może trafić”. 2 jula 1845, dwudziesta czterdzieści sześć To już koniec. Za chwilę zabije go głód. Komisarz Henry Lang odkłada do teczki ostatni dokument i niecierpliwie sięga po dzwonek. Wymachuje nim jak najdalej od