Hrabia zmierzył przyjaciela wzrokiem.

Zaczęli rozmawiać. Santos opowiadał o sobie, o swoim życiu, o matce, o ojcu, o szkole, o tym, jak się mieszka w Dzielnicy. Tina mówiła o swoim prawdziwym ojcu, o tym, jak bardzo go kochała i jak umarł. W jej głosie był ból i straszna tęsknota. Dopiero słuchając Tiny, Santos zdał sobie sprawę, co to naprawdę znaczy stracić kogoś ukochanego. Kiedy umarł ojciec, nie czuł nic poza bezmierną ulgą, ale nigdy się nie zastanawiał, jak by zareagował, gdyby nagle zabrakło w jego życiu matki. Chybaby tego nie przeżył. Później zwierzali się sobie ze swoich marzeń i planów na przyszłość, w końcu obydwoje zmogło zmęcznie. - Naprawdę muszę już iść, Tino. Matka mnie zabije. Tina zbladła jak płótno, ale dzielnie skinęła głową. - Wiem. Musisz iść. - Opowiem jej o tobie. Zapytam, czy nie mogłabyś na razie zostać z nami. Obiecuję ci, że o tym porozmawiam. - Ujął jej twarz w dłonie. - A ty zostań tutaj, jutro przyjdę po ciebie, masz na to moje słowo. Nachylił się i pocałował przerażoną Tinę w usta. Po chwili odsunął się, równie zdziwiony jak ona tym, co przed chwilą zrobił. Spojrzał jej w oczy, po czym pocałował jeszcze raz, tym razem mocno, głęboko. Tina zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym ciałem. - Nie idź, proszę. Nie zostawiaj mnie samej. Przez moment Santos gotów był ulec. Już się spóźnił, w domu czekała go awantura, jakiej jeszcze nie było. Właściwie nie miało znaczenia, czy wróci teraz, czy rano. W uszach słyszał jeszcze słowa matki: „Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym cię straciła.” Kiedy nie wróci, pewnie pomyśli, że stało się z nim coś strasznego. Być może już zawiadomiła policję albo krąży po ulicach i sama go szuka. - Nie mogę - szepnął. - Chciałbym, ale nie mogę. Pocałował ją jeszcze raz, uwolnił się z jej objęć, wstał. - Przyjdę jutro. Obiecuję, Tino. Wrócę na pewno. ROZDZIAŁ SZÓSTY Minął sklep z neonowym zegarem w witrynie. Blask jarzeniówek kładł się na chodniku upiornym żółtawo-zielonym światłem. Już po czwartej. Rany, matka naprawdę go zabije. Nie próbował przemykać zaułkami, lecz wybrał najprostszą, najkrótszą drogę do domu. Szedł szybko, chwilami biegł. Zwykle ludne ulice, o tej porze świeciły pustkami. Cały czas zastanawiał się, jak udobruchać matkę, jak ją przekonać, żeby Tina zatrzymała się u nich przynajmniej na kilka dni. Bał się, że rozwścieczona jego eskapadą, Lucia nie będzie chciała go słuchać. Przed oczami widział twarz dziewczyny, słyszał jej błagania, żeby nie zostawiał jej samej. Nerwowo zaciskał i rozkurczał palce. Powinien był zabrać ją ze sobą do domu, prośbą i groźbą zmusić matkę, by dała jej schronienie. Lucia Santos miała miękkie serce. Wystarczyłoby jedno spojrzenie w przerażone oczy Tiny, a na pewno by uległa. http://www.fizjoterapeutka.com.pl — Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. To dziwna sprawa, czegoś tu nie rozumiem. Naturalnie nie znam się na urządzeniach mechanicznych. Ale wiesz co, w nocy, gdy wszyscy śpią i w domu panuje cisza, Niania... Dobiegł ich jakiś hałas. — Mamo! — Jean i Bobby wpadli do pokoju, twarze mieli zarumienione z przejęcia. — Mamo, ścigaliśmy się z Nianią przez całą drogę do domu i wygraliśmy! — Udało się nam — powiedział Hobby. — Pokonali- śmy ją. — Biegliśmy dużo szybciej niż. ona — oświadczyła Jean. — A gdzie Niania? — zapytała pani Fields. — Zaraz tu będzie. Cześć, tato.

dostarczyć zaproszenie na Henrietta Street, więc Jeffries House będę miał po drodze. Lucien mocno się zdziwił. Przy wspomnianej ulicy, znajdującej się na obrzeżu Mayfair, mieszkali skromniejsi i mniej znani przedstawiciele arystokracji, a ciotka Fiona chciała, żeby w przyjęciu urodzinowym córki wzięła udział sama śmietanka towarzyska. - Dla kogo? Służący podał mu kopertę. Sprawdź W drzwiach stanął kamerdyner. - Wasza lordowska mość, lord Liverpool i lord Haster przybyli na poranne spotkanie. - Świetnie. Dwie minuty, Jenkins. - Słucham, wasza lordowska mość. - Ale, ojcze... - Virgilu, wykrztuś wreszcie, czego chcesz, albo zaczekaj do jutra. Będę wolny między dziesiątą a jedenastą. - Wczoraj widziałem kuzynkę Alexandrę. Diuk zamarł z filiżanką podniesioną do ust. - I z tego powodu zerwałeś się z łóżka przed południem? Oczywiście, że jest w Londynie. Fontaine'owie przyjechali cztery dni temu. Virgil potrząsnął głową. Zdarzył się cud. Udało mu się zaskoczyć ojca. Ogarnęła go błoga radość, zwłaszcza gdy pomyślał, że teraz gniew jego lordowskiej mości dla odmiany