- mówiła Carrie prędko, jakby starała się zdążyć,

jest kilka spraw, które powinniśmy sobie jak najszybciej wyjaśnić. - Skoro tak, to ja i John poczekamy sobie w domu. Tylko pamiętaj, że możesz nas w każdej chwili zawołać. Elaine popatrzyła na Nika ostrzegawczo, po czym odeszła powoli, zabierając ze sobą do domu trójkę dzieci i ich młodą nianię. R S Nikos ją obserwował, patrzył, jak wraz z dziećmi znika w zacienionym wnętrzu willi. - Ustalmy jedną rzecz - zaczęła Carrie, zanim przestał się gapić. - Nie masz prawa żądać ode mnie żadnych wyjaśnień. Nie muszę ci się spowiadać ze swoich planów. - Tak, wiem - stwierdził spokojnie, choć było widać, że jest wściekły. - Na razie. Ale chyba zapomniałaś o zwykłej przyzwoitości. - Ty śmiesz mówić o przyzwoitości? - zaperzyła się Carrie. - Facet, który obcałowuje obcą kobietę, ponieważ ma na to ochotę? Osobnik, który wdziera się http://www.epompyciepla.biz.pl/media/ jeśli Joanne przydarzyło się coś poza Waltham Forest, z Głównego Wydziału Śledczego z Theydon Bois lub Harlow. Nie zobaczył ani matki Joannę, ani córeczki. Musiały jednak być wewnątrz domu, czuł to. Niemal czuł też ich rozpacz. ~*~ - O Boże - westchnął Tony Patston, wchodząc do salonu, gdzie na sofie siedziała jego teściowa z Iriną. - Och, Sandro, to takie... Umilkł nagle, bo pokazała palcem na usta, uciszając go. Irina o niczym nie wie. Jakoś udało mu się pozbierać i wyciągnąć ręce.

- Jeśli ktoś ma jej szukać, to tylko ja. - Ale razem ze mną. - Pokpiłeś sprawę - rzekł Novak, obracając się tyłem. Allbeury chwycił go za ramię. - Posłuchaj mnie, Mike. Po prostu posłuchaj. - Puść. Sprawdź Za nie na żarty rozgniewaną wampirzycą z lasu wyjechało i zatrzymało się na skraju placu około setki wampirów na zwykłych koniach. - Sądzę, że Lereena sama najbardziej na świecie pragnie stąd wyjść - półgłosem zawarczał Len i krzyknął w odpowiedzi: - Kella, uważaj! To nie są wampiry, tylko kreatury, które przyjęły ich wygląd i trzymają nas w oblężeniu! Łożniaki chętnie potwierdziły jego słowa, kierując miecze na nieproszonych gości. Zielarka odsunęła się, a Wolt cofnął się i zatańczył w miejscu, szczękając kłami i złośliwie porykiwał. - Wszystko w porządku? - Kella, szybko opanowując się, ścisnęła końskie boki kolanami, i Wolt, stęknąwszy, stanął jak wryty. Jeszcze troszeczkę i by zgniotła. -Tak! - Nie obrażali ciebie? - skrupulatnie zapytała Zielarka, jak leciwa babcia, przybywająca na pomoc swojemu ukochanemu i jedynemu wnuczkowi oraz gotowa własnoręcznie dać łomot nikczemnym chuliganom, którzy odważyli się podnieść ręce na jej drogocenne dziecko. - Kella! - rozdrażniony wydusił Len. -- Nie, oni mnie tylko zabili! Oddział wampirów wydał zgodne westchnienie, z ostrych czubków gwordów z odgłosem pstryczka wyskoczyły długie wbudowane ostrza, u niektórych błysnęły miecze - na szczęście, nie gnomie. Mimo pięć lub sześć razy większej przewagi liczebnej więcej przeciwnika nikt nie zamierzał uciekać. Przeciwnie - śmiertelnie obrażone wampiry, złośliwie zmarszczywszy się i wyszczerzywszy kły, czekały tylko na sygnału do ataku. Jednak nie było żadnego sygnału ani od Kelli ani od dowódcy łożniaków, jednakowo zajętych obserwowaniem przeciwnika i gorączkowo wymyślając plan działania. Tymczasem z naprzeciwka pojawił się jeszcze jeden oddział, większy i głośniejszy. Na ten raz – ludzki i bardzo z czegoś niezadowolony. - Wy moją córeczkę chcieć wąpierzę przeklinać?! - Donośny głos zakończył wejście trzeciego oddziału. - Tatko!!! - radośnie zaskrzeczała najemniczka, tak trącając Rolara łokciem, że prawie spadł z belki. – Tutaj jestem! Zadaj bobu tym łajdakom! - Twój ojciec - dowódca przygranicznych wojsk Winessy?! - wytrzeszczył oczy wampir, przyglądając się rosłemu siwemu chłopowi na białym koniu z zaplecioną w warkocz grzywą. Winesskie flagi powiewały nad groźnymi szeregami podległych mu jeźdźców. Było ich co najmniej dwie setki. – Ty, co, móżdżek nam pudrowałaś, odważna najemniczka, biedna wiejska córeczka, bezinteresowna patriotka?! W pikę tatusiowi poszłaś, chcąc wstąpić do legionu sojuszniczego królestwa?!