rozpalonemu ciału. Uniosła brwi, gdy połoŜył na skraju wanny paczkę kondomów.

Mark i Alli aŜ podskoczyli z radości, i wtedy Mark zasugerował, Ŝe Alli powinna skończyć studia i uzyskać dyplom. Wówczas Mark zatrudni ją w studio przy obsłudze komputera. - Hartman, przestań głupio się uśmiechać, bo trzeba zabrać się do roboty - powiedział Logan, gdy Mark zajął miejsce przy stole. - A ty przestań się wyzłośliwiać, Ŝe przyspieszam termin ślubu. Mam nadzieję, Ŝe przyjdziecie w sobotę na wesele. - Oczywiście - rzekł Gavin z uśmiechem. - A teraz zabierajmy się do roboty. Ten ostatni, pełen pogróŜek list do Nity daje do myślenia - kto wie, czy któryś z nas nie będzie musiał czuwać nad farmą Windcroftów. Moim zdaniem Connor, z jego doświadczeniem, nadaje się do tego. - Powiadomiłeś go juŜ o tym? - zapytał Jake. - Nie, powiem mu, jak wróci z Wirginii. Taką sprawę naleŜy mu przekazać osobiście. Wszyscy skinęli głową na znak zgody. - Connor chciał, Ŝebym do niego zadzwonił i poprosił Marka do telefonu, bo nie będzie mógł być na ślubie. WciąŜ liŜe łapy po tym, co przeŜył. Mark skinął głową ze zrozumieniem. - Postanowiliśmy zatem - rzekł Jake wstając - Ŝe skoro wszyscyśmy się tu zebrali, bo Connor dołączy do nas niebawem, moŜemy urządzić Markowi wieczór http://www.edomkidrewniane.net.pl/media/ wyjdę za ciebie, i wtedy ty, ja i Erika będziemy rodziną. Przytulił ją mocno do serca. - Kocham cię - powtórzył, po raz trzeci tego dnia. -Kędzie nam dobrze, będziemy rodziną. - Tak - odparła z uśmiechem. Przytulił ją, scałował z policzków jej łzy i zaniósł do łóŜka. Bez zbędnych słów rozebrali się, posadził ją na poduszkach i zachwycał się, jaka jest piękna. A potem długo i z pasją kochali się. Chwytając oddech spojrzał w sufit. Przytulił ją mocno do serca. - Kocham cię. Spojrzała na niego z uśmiechem i rzekła: - Ja teŜ cię kocham. - Alli, pobierzmy się w przyszłym tygodniu.

Pani Stoneham byłaby wielce zaniepokojona wiedząc, jaką rolę w tej przemianie odgrywa markiz. Jednak zadowo¬liła się informacją, że pan Baverstock otrzymał należną nauczkę, i nie wnikała głębiej w szczegóły. - Moja droga, a może napisałabyś do pana Jamesona, że czujesz się dobrze i jesteś szczęśliwa, mieszkasz zaś za pół darmo u przyzwoitej rodziny. Lepiej negocjować z mocnej pozycji. - Zapewne mogłabym tak zrobić - westchnęła dziewczyna. - Nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie - zauważyła kuzynka. Clemency westchnęła raz jeszcze. Co ma powiedzieć? Że nie ma już zastrzeżeń do proponowanego związku? Czy można oczekiwać, że markiz przełknie taką zniewagę? Naprawdę wierzy, że ten dumny mężczyzna raz jeszcze uda się na Russell Square? - Zastanowię się nad tym, kuzynko Anne - odparła po chwili. - W niedzielę będzie więcej czasu na omówienie tych spraw. Sprawdź Kilka dni później Clemency siedziała w saloniku z pa¬nią Stoneham. Starsza obszywała na nowo prześcieradła, Clemency zaś cerowała małą dziurkę w poszewce. Na pobliskim krześle piętrzyła się sterta naprawionej już bielizny. - Minęło pięć dni! Sądzisz, że jestem już bezpieczna? - zapytała dziewczyna. - Nie wiem, moja droga - odparła pani Stoneham, patrząc na nią bacznie znad robótki. - Twoja matka na pewno nadal cię szuka, a ty chyba nie chcesz bezpowrotnie zniknąć z tego świata? Naturalnie, będziesz u mnie zawsze mile widziana, ale musimy się również zastanowić, co dla ciebie najlepsze, jeżeli chodzi o najbliższą przyszłość. Jak wiesz, prowadzę bardzo skromne życie. Do pomocy w domu mam jedynie Bessy, poza tym niejaki Simon, syn pani Wills, przychodzi z wioski do pielęgnacji ogrodu. Nie jesteś przyzwyczajona do takiego życia. - Za to przywykłam, by mnie ignorowano i dręczono - stwierdziła z goryczą dziewczyna. - Nieustannie mówi mi się, co mam włożyć, o czym wolno mi myśleć i za kogo powinnam wyjść za mąż! Od śmierci taty nie pamiętam ani jednego przypadku, by mama mnie posłuchała, nie wspomi¬nając już o poważnym traktowaniu na co dzień. - Wiem o tym. Dlatego też zgodziłam się na twój pobyt. Obawiam się, że Amelia nie powinna była nigdy zostać matką. Ale, droga Clemency, masz już dziewiętnaście lat i świat z pewnością przewidział dla ciebie więcej atrakcji niż cerowanie bielizny ubogim krewnym! Moja kochana, w żad¬nym razie nie jesteś dla mnie ciężarem, nawet tak nie myśl, mimo wszystko jednak trzeba ci zapewnić odpowiednią przyszłość. - Na razie pisane mi jest wyjście za hulakę markiza bądź też pobyt u ciotki Whinborough. Zacznę dysponować swoim posagiem dopiero po ukończeniu dwudziestego piątego roku życia, a prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie spędzenia sześciu długich lat z ciotką Whinborough. Chyba mnie rozumiesz, kuzynko Anne? Prywatnie pani Stoneham była zdania, że przed upływem sześciu lat do tak pięknej dziewczyny z pewnością ustawią się tłumy młodzieńców, gotowych ją ocalić. Zdecydowała, że nie będzie jej teraz ponaglać, ale może za miesiąc skontaktuje się z matką i spróbuje wynegocjować warunki powrotu do domu. Następnego dnia wypadała niedziela i obie panie ruszyły do kościoła, położonego kilometr od ich domku. Przyszły nieco wcześniej i zajęły miejsca z tyłu, w ławce należącej do gospodyni pani Stoneham. - Może zobaczymy lady Arabellę Candover - szepnęła pani Stoneham. - Wątpię, by zjawili się pozostali członkowie rodziny. Zdaje się, że markiz i lady Helena przebywają jeszcze w Londynie. Na wzmiankę o nich Clemency nasunęła nerwowo kape¬lusz na czoło. Wtem usłyszały za sobą ruch - oto do kościoła weszła rodzina Candover wraz ze świtą. - Lady Arabella. - Pani Stoneham cicho wskazała drobną i pełną życia brunetkę idącą na przedzie. Ubranie pasowało do jej świeżej, młodzieńczej urody - biała batystowa sukienka falowała lekko przy każdym kroku, a włosy, związane skromnie z tyłu, wychylały się niesfornie spod białego, słomkowego kapeluszu. Na tym jednak kończyło się podobieństwo do pensjonarki, nic bowiem nie mogło zamaskować dojrzałych kształtów dziewczyny ani śmiałego spojrzenia, rzuconego w stronę przystojnego syna farmera. Arabella najwyraźniej z trudem poddawała się wszelkiej kontroli i obecność starszej opiekunki, idącej za nią jak troskliwa kwoka, zdawała się nie mieć na nią żadnego wpływu. Gdy mijały Clemency, ta usłyszała rzucone nie¬dbale słowa: