- Nie zapomnij, moja droga, że twój karnecik już jest pełny.

Nikt by się tego po niej nie spodziewał. Miała najniewinniejszy w świecie wyraz twarzy, ale ciało gwiazdy filmowej. Wszystko w niej było niezwykle pociągające. Podobała mu się. Miał w ramionach prawdziwą kobietę. Pragnął zobaczyć rozkosz na jej twarzy. Pieszczoty odkrywały wrażliwe miejsca na ciele Klary. Po chwili oboje toczyli się po dywanie, przeżywając orgazm. W ciągu kilku minut kochali się w trzech pozycjach, na przemian śmieli się, doznając szczęścia lub z trudem chwytając oddech, gdy rozkosz porażała swoim natężeniem. Kiedy Klara znalazła się pod nim, poruszył się w jej ciele z taką mocą, że nie zdołała powstrzymać krzyku. Spazmatycznie otoczyła jego biodra nogami i odtąd przeżywali wszystko razem. Bryce jeszcze nigdy nie był z tak niesamowitą kobietą. Kiedy pierwsza fala orgazmu przeniknęła go gwałtownym dreszczem, Klara szepnęła: - Weź mnie z sobą. Przyspieszył ruchy i po chwili oboje zastygli w bezruchu. Czas się zatrzymał, słychać było tylko pospieszne oddechy. Bryce drżał z emocji. W świetle księżyca rozjaśniającym mrok ekskluzywnego pokoju dostrzegł uśmiech na twarzy Klary. Leżała wtulona w niego, jakby się znali całe życie, a nie kilka godzin. Westchnął, zsunął się z niej, a potem przyciągnął ją do siebie. Wtedy zadzwonił telefon komórkowy. - Nie odbieraj - rzekł, całując ją. - Nie mogę - odparła, lecz nim się odsunęła, odwzajemniła pocałunek. - Dokąd idziesz? - spytał. - Muszę odpowiedzieć. Przecież nie chcesz, by ktoś ze służby zainteresował się moją nieobecnością. Nie obchodziło go to. Ciągle jej pragnął. Jednak już sięgała po telefon, po drodze zbierając bieliznę i sukienkę. Wiedziała, że nie spuszczał zachwyconego wzroku z jej nagiego ciała. Uśmiechnęła się, co go tylko bardziej podnieciło, a potem znikła w łazience. Bryce sięgnął po ubranie, lecz po chwili opadł bezwładnie na dywan. Nigdy dotąd nie zrobił czegoś podobnego. Oczarowała go ta syrena w czarnej sukni i perłach, która po pięciu minutach wyszła z łazienki całkowicie ubrana. Podeszła do niego, a on nie mógł się nie tylko poruszyć, lecz nawet odetchnąć. - Muszę iść - rzekła. Jej wzrok świadczył o tym, że myślami była już gdzie indziej. - Teraz? - Tak. Przecież mieliśmy się nie wiązać, pamiętasz? - I nie wymieniać nazwisk. - Tak jest lepiej. Wykonujesz odpowiedzialną pracę, którą bym ci tylko komplikowała. - Kim ty, u licha, jesteś? - Sekretarką w ambasadzie. - Kłamczucha. Jej twarz, przed chwilą tak rozemocjonowana, teraz nie wyrażała niczego. Nie podobało mu się, że kobieta, która przed nim stała, w niczym nie przypominała tej, którą niedawno trzymał w ramionach. http://www.edomkidrewniane.info.pl/media/ Holmes i ja wybiegliśmy, skręcając za róg domu, a Toller śpieszył za nami. Ujrzeliśmy olbrzymią, zgłodniałą bestię o czarnym pysku wczepionym w krtań Rucastle’a, który krzyczał i wił się na ziemi. Strzeliłem biegnąc i roztrzaskałem psu łeb, aż upadł, ale jego ostre, białe zęby wciąż jeszcze były zwarte na pofałdowanej szyi Rueastle’a. Rozdzieliliśmy ich z wielkim trudem, po czym zanieśliśmy go jeszcze żywego, ale straszliwie okaleczonego, do domu. Położyliśmy Rucastle’a w salonie na sofie i po odesłaniu trzeźwego już Tollera, aby zawiadomił swoją żonę, uczyniłem wszystko, co mogłem, żeby mu ulżyć w bólu. Staliśmy wszyscy wokół niego, gdy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła wysoka, chuda kobieta. — Pani Toller! — zawołała panna Hunter. — Tak, panienko. Pan Rucastle mnie uwolnił po swym, powrocie, zanim poszedł do was na górę. Ach, panienko, szkoda, że mnie panienka nie zawiadomiła o swoich zamiarach, bo byłabym powiedziała, że wasze wysiłki były niepotrzebne. — Ha! — powiedział Holmes, patrząc na nią przenikliwie. — Widać, że pani Toller więcej wie o tej sprawie niż ktokolwiek inny. — Istotnie, proszę pana, i jestem gotowa opowiedzieć to, co wiem. — Wobec tego proszę usiąść i opowiadać, albowiem jest tu kilka momentów, które muszę przyznać, są wciąż dla mnie niejasne… — Ja je panu zaraz wyjaśnię — rzekła pani Toller — i zrobiłabym to już wcześniej, gdybym się mogła wydostać z piwnicy. O ile wyniknie z tego sprawa sądowa, proszę pamiętać, że byłam jedyną osobą, która trzymała stronę pańskiej znajomej, a byłam również przyjaciółką panny Alicji. Panna Alicja nie była szczęśliwa w tym domu, odkąd się jej ojciec powtórnie ożenił. Była zawsze taka mała, cicha i nie miała tu nigdy nic do powiedzenia. Ale dopiero wówczas zaczęło się jej źle powodzić, gdy w znajomym domu poznała pana Fowlera. O ile wiem, panna Alicja miała własny majątek, zapisany jej w testamencie, ale była zawsze spokojna i cierpliwa, w te sprawy się nie wtrącała i wszystko zostawiała w rękach pana Rucastle. On wiedział, że mu z jej strony nic nie groziło, ale gdy się nawinęła okazja do zamążpójścia, a mąż zażądałby z całą pewnością wszystkiego, co by mu się prawnie należało, ojciec postanowił położyć temu kres. Zażądał od córki, żeby podpisała papier, upoważniający go do dysponowania jej pieniędzmi niezależnie od zamążpójścia. Gdy ona na to nie przystała, tak ją męczył, aż dostała zapalenia mózgu i przez sześć tygodni walczyła ze śmiercią. Wreszcie wyzdrowiała, ale wychudła jak cień, a jej piękne włosy zostały obcięte. Nie zmieniło to jednak uczuć jej kawalera i trwał przy niej wiernie, jak to czasem mężczyzna potrafi. — Ach — powiedział Holmes. — To, co pani nam była dobra opowiedzieć, zupełnie sprawę wyjaśnia, a resztę potrafię już uzupełnić sam. Pan Rucastle wówczas prawdopodobnie wziął się na sposób i zastosował rodzaj aresztu? — Tak, proszę pana. — A pannę Hunter sprowadził z Londynu w tym celu, aby się pozbyć przykrej natarczywości pana Powlera? — Tak było, proszę pana. — Ale pan Fowler, jako dobry marynarz, był człowiekiem wytrwałym, obstawił dom i spotkawszy się z panią, przekonał ją za pomocą pewnych argumentów, metalowych czy innych, że w pani interesie leży współdziałanie z nim.

- Oczywiście. Byłabym głupia, gdybym powiedziała mamie. - Dziękuję, Rose. Wstała i wygładziła spódnicę. - Nie dziękuj mi jeszcze, kuzynie Lucienie. Najpierw musisz skłonić Roberta, żeby mi się oświadczył. - Zrobię to z pewnością. Sprawdź - Nie. Chciałam... żebyś wiedział, że skorzystałam z twojej rady. - Rady? Po policzku spłynęła jej łza. Lucienowi mocniej zabiło serce. - Tak - wyszeptała drżącym głosem. - Poszłam zobaczyć się z wujem. Tego się nie spodziewał, ale z drugiej strony Alexandra zawsze była nieprzewidywalna. Pod wpływem impulsu wyciągnął rękę i otarł jej łzę. - I? Ku jego zdziwieniu zaśmiała się krótko. - To okropny człowiek. - Ujęła jego dłoń. - Wcale nie jesteś do niego podobny. Nie powinnam była mówić takich rzeczy. Lucien wzruszył ramionami. - Słyszałem gorsze. - Nie istnieje większa obraza. - Zamknęła oczy. - Tak mi trudno to powiedzieć.