za kilka minut, książę przyjedzie z Francji i stanie koło niej.

zostawił po sobie niewiele wspomnień, ale jedno z nich, bardzo wyraziste, mocno zapadło w pamięć Shey. Do dziś ma przed oczami tatę, jak siedzi na swoim płomiennie czerwonym harleyu i uśmiecha się do swojej córeczki. Był wtedy młodym mężczyzną, miał kochającą rodzinę i całe życie przed sobą. - To pani pojazd? - głos księcia przywołał ją do rzeczywistości, a jego ton daleki był od entuzjazmu. - Nie. Harley to nie jest jakiś tam pojazd. To rnotor, krążownik szos, sposób na życie, ale nie pojazd. To zbyt banalne, zbyt przyziemne określenie dla harleya. - Pani go kocha. - Zabrzmiało to jak stwierdzenie, nie jak pytanie. - Owszem, to prawda. Shey nie czuła się ani trochę zakłopotana. Zdobycie harleya kosztowało ją wiele trudu i wyrzeczeń. Ten motor nie tylko przywoływał drogie sercu wspomnienie. Był czymś więcej. Symbolem drogi, jaką przeszła Shey od czasów, gdy jako dziewczynka z ubogiego domu nosiła ubrania z lumpeksu. - Ale przecież to tylko sposób na przenoszenie się z miejsca http://www.deskatarasowa.biz.pl nie mogę stwierdzić, że pani Gardner zamierzała odebrać sobie życie. Matthew odebrał to jako wątły promyczek nadziei. Koroner skupił się teraz na możliwości orzeczenia śmierci wskutek wypadku. Świadectwo detektywa sierżanta Rossa wskazywało jednak, że Karolina nie mogła po prostu wypaść z balkonu. Promyczek nadziei zgasł. - Jednakże stan umysłu pani Gardner w chwili śmierci - ciągnął koroner - nie jest nam oczywiście znany. Prawdopodobnie nigdy też się nie dowiemy, dlaczego wyszła na balkon. Matthew, świadom, że wstrzymuje oddech, zerknął na dziewczynki. Zauważył, że zarówno one, jak ich babka zastygły bez ruchu na swych miejscach.

- Nic. To tylko noga - odpowiedziała, odpychając go i starając się stanąć prosto. Ale było za późno. Noga wciąż odmawiała posłuszeństwa. Zobaczyła, że Lorenzo marszczy brwi. Natychmiast dumnie podniosła głowę. - Miałam wypadek... Czasem, kiedy jestem zmęczona... Jeżeli nie chcesz się ze mną ożenić z tego powodu, to... - Tak właśnie ci powiedział? Mężczyzna, którego miałaś poślubić? - domyślił się Lorenzo. - To dlatego cię nie chciał. Jodie zarumieniła się. Powiedziała za dużo. Popełniła błąd, który mogła tylko złożyć na karb zmęczenia i stresu, wywołanego całą tą sytuacją. - Nie. Sprawdź przypomina de Heema albo Bosschaerta. — Ależ... ja... nie mam aż takich... aspiracji — wyszeptała Tempera, zastanawiając się, dlaczego tak trudno jej było odzyskać głos. — „Tak jak potrafię, lecz nie tak... jak pragnę”. Instynktownie zacytowała flamandzkie powiedzenie, gdyż przed oczami wciąż jeszcze miała wspaniały obraz van Eycka. Spostrzegła zdziwienie na twarzy mężczyzny i nagle przypomniała sobie, jaką rolę miała tu odgrywać. — Prze... przepraszam — powiedziała ściszonym plusem. — Być może nie powinnam tutaj przebywać.. — Kim pani jest? — Ja... Jestem pokojówką lady Rothley.