znaczyła wiele dla swojego kochanka.

- Miasteczko nie jest znów takie małe. - Dobrze wiesz, że nie o tym mówię. Wpadłaś do Bad Luck i przywiozłaś mi taką niespodziankę... powiedziałaś, że gdzieś żyje moje dziecko. Jeśli to prawda... - To jest prawda - zapewniła, czując, jak pieką ją policzki. - Jeśli to prawda, to powiedziałbym, że mam w tym swój udział. - Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. - Będę chciał poznać moją córkę. - Najpierw muszę ją znaleźć. - Poprawka: musimy ją znaleźć. - Ale... - I znajdziemy. - Powiedział to spokojnym, rzeczowym tonem. - Chcę dostać kopie wszystkich dokumentów, jakie masz. Poczuła, że po kręgosłupie spływa jej kropelka potu. Ze strachu. Nie chciała znowu wpaść w pułapkę, jaką były kontakty z Nevadą Smithem. Nie ma mowy. Wykluczone. Był nieudacznikiem - wciąż seksownym, to musiała przyznać, ale nie chciała się z nim zadawać. Sprawiał takie wrażenie, jakby był z kamienia - stał przed nią bez ruchu, bardzo męski, postawny i pełen determinacji. - Zobaczę, co mogłabym zrobić. - Nie, Shelby. Ty to zrobisz. Zacisnęła zęby. Co za niewiarygodnie bezczelny typ. No, ale przecież zawsze taki był. - Ustalmy sobie jedną rzecz, Nevada. Nie będziesz mną rządził. Kącik jego ust drgnął, jakby go to rozbawiło. http://www.deskaelewacyjna.biz.pl 104 - Skoro pan nie wie, gdzie ona jest, to jak pan może zakładać, że mieszka z dwojgiem rodziców, że są szczęśliwi, że ma dobrą opiekę? Jeśli nie jest pan wtajemniczony w poufne informacje na temat mojej córki: gdzie jest, z kim mieszka, wszystko, co pan mówi, jest tylko przypuszczeniem, i sądzę, że mam prawo... nie, jestem cholernie pewna, że mam prawo moralne, prawne i etyczne dowiedzieć się, czy moja córka jest bezpieczna i szczęśliwa! Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. - W takim razie, panno Cole, proszę porozmawiać ze swoim ojcem. - Już próbowałam. Na nic to się nie zdało. Wydaje mi się, że jedyne wyjście dla mnie to zatrudnić własnego adwokata i wkroczyć na drogę sądową. Otrzyma pan wezwanie do stawienia się przed sądem. Twarz Findleya skamieniała. - To będzie trudne, panno Cole. Z tego, co mi wiadomo, pani dziecko zmarło zaraz po urodzeniu. Chyba widziałem jego akt zgonu w dokumentach pani ojca. Do widzenia. Kłamał. Shelby założyłaby się o własną głowę, że kłamał. Ale był również wyćwiczony w sztuce oszustwa i

53 Elizabeth. - Już nad tym pracuję - przyznała. Prawdę mówiąc, przez całą podróż samolotem zastanawiała się, kto mógłby chcieć się z nią skontaktować i dlaczego zrobił to po tylu latach, akurat w tym samym tygodniu, w którym Ross McCallum odzyskał wolność. - Chciałabym porozmawiać z twoim przyjacielem... tym prywatnym detektywem, którego wynająłeś. Sprawdź Marla zatrzymała sie wpół kroku. - Nie zrobisz tego. - Chcesz sie przekonac? O Bo¿e, on zabije dziecko. Tak jak Nicka. - Nie, prosze, nie rób krzywdy dziecku... ale Nick... nie mo¿emy go tak zostawic. - Idziemy, Marla - rzucił Monty z irytacja. - Nie... nie jestem osoba, za która mnie bierzesz. - Dobrze sie składa, kotku, bo ja te¿ jestem kims innym. Albo teraz pójdziesz grzecznie ze mna, albo załatwie tego dzieciaka - powiedział spokojnie. Obojetnie. Zrobiłby to bez wahania, była tego pewna. Nie miała wyboru. Obejrzała sie przez ramie, Nick le¿ał w