- Zna pani Vixen?

- Może nie chcę zapomnieć. - A jednak zapomnij. - Przynajmniej byłem szczery. - To znaczy? - Wbiła w niego zagniewany wzrok. - To znaczy, że ciebie nie było stać na to, żeby powiedzieć, co myślisz. Dzielna Gloria tak naprawdę ma strasznego stracha. Doprowadził ją tymi słowami do wściekłości. Zadarła brodę, spojrzała mu w oczy. - Ty... skończony kutasie! Ani trochę nie byłeś szczery. Ciągle ci się wydaje, że gram z tobą w jakąś grę? Myślisz, że jestem zepsutą smarkulą, która zajęta jest tylko sobą? - Przekonaj mnie, że jest inaczej. Rzuciła się na niego z pięściami, więc chwycił ją za nadgarstki i mocowali się przez chwilę. - Dorośnij, mała. Tylko dzieciaki muszą się ukrywać. Ja jestem na to za stary. - Ty... nic nie wiesz! - To mnie oświeć, z łaski swojej. - Po co? I tak uważasz, że jestem rozpaskudzoną smarkulą. Wspaniale. Cudownie. Myśl tak dalej. Niczego nie zamierzam ci udowadniać! Mierzyła go lodowatym wzrokiem, chciała, żeby się wycofał, przeprosił, ale nade wszystko, żeby ją kochał - tak jak ona kochała jego. Nic z tego, patrzył na nią równie nieustępliwie, jak ona na niego. - Jeśli rzeczywiście mnie kochasz, powiedz o nas rodzicom. Jezu, dlaczego on niczego nie rozumie? - Wiesz, że nie mogę. Opowiadałam ci o swojej matce. Tłumaczyłam ci, że... - urwała. Dławiący strach nie pozwalał jej mówić. - Proś, o co chcesz. O co tylko chcesz. Zrobię wszystko, ale nie mieszaj do tego matki. - Wszystko z wyjątkiem jednej rzeczy? - zadrwił i Gloria odwróciła wzrok. - Kiedy ja właśnie chcę tego, Glorio. I co ty na to? - Ona nas zniszczy. Znajdzie sposób. http://www.deska-elewacyjna.com.pl - Słucham. - Nie szukam zastępstwa. - A ja nie zamierzam nikogo zastępować - odrzekła Klara, myśląc o swojej pracy, która w jej oczach zmieniała świat na lepsze. - Chodzi mi tylko o Karolinę. Ktoś musi o nią dbać podczas mojej nieobecności. Dziecko potrzebuje matczynej opieki. Klara przeraziła się, słysząc te słowa. Opieka nad dzieckiem, owszem, ale zastępowanie matki? Nie czuła się do tego powołana, jednak nie mogła się teraz dekonspirować. - Dam sobie radę - zapewniła. - Wiem, że jesteś przygotowana, ale to może okazać się niewystarczające dla mojej córeczki. Czyżby sądził, że się nie nadaję, pomyślała Klara. Przez chwilę oboje milczeli. - Dlaczego otwarcie nie powiesz, o co ci chodzi? - spytała. - Nie ufam ci - rzekł, uważał bowiem, że Klarę otacza zbyt wiele tajemniczości. Zdumiało go, iż w ten sposób ta kobieta wróciła do jego życia. To było podejrzane. - Tamtej nocy nie okazywałeś tego - zauważyła i natychmiast pożałowała swoich słów. - To stało się pięć lat temu. Byłem wtedy wolnym człowiekiem. Za nikogo, poza panią prezydentową, nie czułem się odpowiedzialny. Teraz mam Karolinę. Moje życie całkiem się odmieniło. Jestem innym człowiekiem. - A ja się nie zmieniłam. Nie ma we mnie nic z matki. Zadbam, najlepiej jak potrafię, o twoją córkę, póki tu jestem. Ale nie oczekuj niczego poza tym, co mogę zaofiarować.

Spędziła trzy dni na przesłuchaniach. Odmawiała wyjaśnień na temat miejsca, w którym się ukrywała przez ostatnie dwa miesiące, póki nie obiecano jej, że nikt nie będzie niepokoić Bryce'a. Nie chciała niszczyć mu życia jeszcze bardziej. Zatrzymała się i oparła dłoń o ścianę. Sama myśl o tym sprawiała jej ból. Z trudem powstrzymała łzy. Dotarła do drzwi gabinetu szefa i otworzyła je. - Jestem zajęty - mruknął Patterson. - To potrwa tylko chwilę. Bryce wszedł do pokoju córeczki i zastał w nim nową nianię z dzieckiem na ręku. - Przepraszam, że pana obudziłyśmy. Mała ciągle płacze. Sprawdź milordzie. Szybkim krokiem ruszyła do wyjścia. Lucien wbił wzrok w smukłe plecy. - Zwykle nie daję ogłoszeń do „Timesa”, że szukam kochanki, jeśli o to pani chodzi - oświadczył suchym tonem. - Ale przyznaję pani punkt za wyraz szczerego przerażenia na twarzy. Nie najlepszy, jaki widziałem, ale ujdzie. Panna Gallant zatrzymała się i odwróciła. - Ujdzie? Przynajmniej zyskał jej uwagę. - W zeszłym tygodniu pewien tłusty babsztyl zemdlał, gdy skojarzył, kim jestem. Trzeba było Wimbole'a i dwóch najtęższych lokajów, żeby ją stąd wywlec. - Pochylił się do przodu. - To uczciwa i bardzo dobrze płatna posada, ale jeśli zamierza pani dostać waporów na dźwięk mojego nazwiska, proszę lepiej sobie iść, i to z największym pośpiechem. - Nigdy w życiu nie zemdlałam - odparła dumnie. - A zwłaszcza nie byłabym na tyle