- Nie wiem, czy Richard będzie taki szczęśliwy, jeśli

- Wiedźmę brać żywcem - wycedził przez zęby i pomyślawszy, dodał: - przynajmniej, by ona umarła niezbyt szybko. Byłam pochlebiona i wdzięcznie złożyłam kombinację z trzech palców. - Wolha, ty tylko nie denerwuj się - błagalnie i niestosownie wyszeptał Rolar. - Odejdź na stronę, a my sami... - Proponujesz usiąść na pieńku i odprężyć się? - parsknęłam, efektownie przerzucając z ręki do ręki bojowy pulsar. Prawdę mówiąc, pulsary nie sprzyjały przy takim ataku - wrogowie stali zbyt blisko, wymieszani z przyjaciółmi, a zaklinania mogły rykoszetem odbić się od drzew, dlatego stosować je trzeba było w ostateczności. Właśnie do takich wypadków magowie-praktycy noszą z sobą miecze, chociaż osobiście ciągnęłam te żelastwo wyjątkowo dla formalności - nasze stosunki nie układały się z pierwszą chwilą treningu. Ale nie było potrzeby informować o nich rozbójników. Najwyraźniej „pobity” był ich dowódcą, bo pierwszy rzucił się do ataku . Orsana z tęsknotą spojrzała na sterczące w drzewie sztylety, ale nie mogła po nie pobiec, więc bitwa zaczęła się od dwóch kartofli, które zalepili rozbójnikowi oczy. Na oślep machnąwszy mieczem, on przemknął obok, potknął się o korzeń i z hukiem runął w krzaki, tymczasowo niszcząc ich konstrukcje. Lecz pozostali leśni deprawatorzy nie nudzili się - trójka wampirów rzucili się na Rolara, dwóch na Orsanę, a jeden miał nadzieję, że będzie potrafił wziąć mnie w niewolę. Chciałam wynagrodzić go za odwagę, lecz pulsar zmienił tor lotu i z trzaskiem wbił się w drzewny pień , rozwalając go od środka do wierzchołka. Na polanę posypały się gnijące igły. - Nawet nie próbuj, wiedźmo - z wrogim wyrazem twarzy przesyczał rozbójnik, potrząsając ręką i demonstrując mi szeroką magiczną bransoletę na zapięcie. -- Twoje obrzydliwe czarnoksięstwo jest bezsilne wobec mojego amuletu! - Wspaniała sztuka! - zachwyciłam się. – Zamienimy się? I, zerwawszy z palca smoczy pierścień, rzuciłam go przeciwnikowi. Ten machinalnie złapał i w tym samym miejscu zginął - niestety, razem ze swoim amuletem, tak że wymiana się nie odbyła. Pierścień upadł w zaprószoną przez popiół trawę. - Hej, dzieci, komu pomóc? - zebrałam pierścień i rozejrzałam się. Rozbójnicy, na swoje nieszczęście, przycisnęli Rolara z Orsaną przyjaciel do przyjaciela, i ta para wspaniale walczyła z powodzeniem trzymając kolistą obronę. Jednego już powalili, jeszcze jeden krzyknął i cofnął się, swoją biedną ręką uciskając ranny bok. Pomoc była potrzebna dowódcy, akurat uwalniającego się od ziemniaczanego okładu. Zbój podle rzucił się na mnie od tyłu, owiną linką szyję i powlókł w krzaki. Opierałam się i wyrywałam, tak, że roz¬bójnikowi wypadało nieźle się napocić zanim ja doszłam do bezradnego stanu. Uroczystości zła przeszkodził Rolar, który rzucił się mi na pomoc. Ciągnąć moje zgrabne, lecz jednakże nie lekkie ciało, kiedy za tobą goni po piętach rozwścieczony wampir, uzbrojony w miecz, rozbójnikowi wydało się to głupie. Z najbardziej oburzającą obrazą odrzucił mnie na bok, i póki ja, kaszląc, skręcałam się na ziemi, mało interesowałam otoczeniem, które zdążyło powrócić do pierwotnego stanu. - Trzymasz się? - Rolar objął mnie za ramiona i pomógł usiąść. Spróbowałam kiwnąć i zasyczałam od bólu. - Stosunkowo. Jak tam Orsana? Wampir szybko obejrzał się, lecz było już późno. Najemniczka świetnie odparowała, rozbójnik odsłonił się dla prostego uderzenia i w tym samym miejscu je otrzymał. Orsana obiema rękami chwyciła się za miecz i przekręciła go jak klucz w zamku. Z piersi napadającego zbójcy, krew lunęła fontanną z ust, zabryzgawszy koszulę Orsany. Wyrwawszy miecz, dziewczyna na chybił trafił rzuciła nim przez ramię, nie tracąc czasu na obrót do sapiącego za plecami przeciwnika. Ochrypły jęk wynagrodził jej żwawość. Wierzgnąwszy nogą upadające ciało, najemnica wyswobodziła klingę i szybko obejrzała się, lecz chętnych rozbójników zabrakło. Ostatni rozbójnik doszedł do wniosku, że on w polu nie wojownik i dał nurka w krzaki, skąd doszedł przeraźliwy, raniący uszy świst i tupot oddalający się końskich kopyt. Orsana w zapale rzuciła się za nim, lecz zastała tylko słup pyłu i rozoraną przez kopyta ziemię. Nikczemnik zdążył odwiązać i spłoszyć konie poległych kolegów i uciekł sam. Rolar czubkiem buta przewrócił najbliższego trupa, zajrzał w szkliste oczy i, raptownie machnąwszy mieczem, jednym uderzeniem odciął nieboszczykowi głowę. - Jakoś zbyt łatwo z nimi sobie poradziliśmy - zauważył, przechodząc do setna. - Według ciebie łatwo? - przerzęziłam, obmacując gardło. Od linki zostało długie wąskie oparzenie - widocznie, nasączyli ją jakimś draństwem. Najpierw bransoleta, teraz to... trzeba ich pochwalić - do mojego porwania przygotowywali się na poważnie, nawet miejsce odpowiednie wybrali, uwzględnili wszystko... prócz moich przyjaciół. Wampir dwoma palcami strzepnął z ostrza maleńki skrzep krwi, następnie nachylił się i niewzruszenie wytarł miecz o kurtkę ostatniego trupa ze ściętą głową. - Wolha, czasem chętnie sobie pochlebiam, lecz po wampirzej mierze ja nie jestem takim dobrym wojownikiem. Można nawet powiedzieć, że przeciętnym. W bójkach z ludźmi biorę górę tylko dzięki wampirzej sile i błyskawicznej reakcji. Otóż, te typy reagowali jak ludzie. No, może, troszeczkę bystrzej. Ale wyglądali i odczuwałem ich jak wampiry. Niczego nie pojmuję... http://www.dentalweb.pl Wade'ów, drinki z Lizzie w Savoyu. Poza tym... Lizzie Piper była ofiarą przemocy domowej, podobnie jak Lynne Bolsover i Joanne Patston. - O Boże! - Co teraz? - Novak kręcił głową z niesmakiem. - Co jeszcze wymyślisz? Co według ciebie, Clare jeszcze zrobiła? Wstąpiła do pieprzonej mafii? Allbeury wyjął z kieszeni komórkę i znów wybrał domowy numer. Usłyszał włączający się automat i przerwał połączenie. - Wychodzimy. - Nigdzie nie idę - zaprotestował Novak.

- Teraz najważniejsze jest, żeby powiedziała nam pani absolutnie wszystko, co mogłoby nam pomóc w ustaleniu, co się przydarzyło Joanne. I dlaczego. Sandra Finch wyraźnie zmieniła się na twarzy; pobladła jeszcze mocniej i oczy rozszerzyły się jej z przerażenia. Sprawdź Nie odgarnęła spadających jej na oczy czarnych włosów. Wolała nie pokazywać twarzy, mimo że nikt R S nie przyglądał się akurat tej części jej ciała; co innego przykuwało wzrok, zwłaszcza mężczyzn. Jakoś udało jej się niepostrzeżenie wejść do gabinetu Darrena. Zamknęła za sobą drzwi i odetchnęła z ulgą. Postawiła na biurku kieliszek z niedopitym szampanem, zdjęła z poręczy krzesła marynarkę Darrena i wsunęła dłoń do prawej kieszeni. - Robisz to dla sportu czy dla pieniędzy? Carrie odwróciła się na pięcie, obronnym gestem tuląc do siebie marynarkę.