Tammy w zamyśleniu obróciła w palcach kieliszek ze znakomitym czerwonym winem, którym popijali pysznego homara. Właściwie miała już serdecznie dość sekretów. Wystarczy, że matka i siostra ukrywały prawdę, przez co ucier¬piał Henry. Może należało postawić na szczerość. - Była zdesperowana - wyjawiła w końcu. - Pisała jak ktoś żyjący w strasznym napięciu. Przeprosiła mnie za brak kontaktu i trzymanie mnie w niewiedzy. Wyjaśniła, że to Isobelle zaaranżowała jej spotkanie z Jeanem-Paulem, a po¬tem na wszelkie sposoby popychała obie strony do małżeń¬stwa. Wierzę jej. Faktycznie mogło tak być. Mark przytaknął. - Całkiem możliwe. Widziałem twoją siostrę tylko raz, na jej ślubie i chociaż wyglądała po królewsku, zrobiła na mnie wrażenie osoby słabej i uległej, którą łatwo kierować. Przepraszam, jeśli cię tym uraziłem. - Nie uraziłeś, bo to, niestety, prawda. Lara starała się robić to, czego chciała matka, podczas gdy ja zawsze miałam własne zdanie. Isobelle najpierw w ogóle się nią nie interesowała, praktycznie nie zauważała jej, bo po co robić sobie kłopot? Kiedy jednak Lara miała jakieś jedenaście lat i stało się jasne, że wyrośnie na prawdziwą piękność, matka za¬ garnęła ją dla siebie i urobiła po swojemu. Chciała zrobić z córki przynętę, bo sama też w ten sposób próbowała urzą¬dzić się w życiu. Uwodząc odpowiednich mężczyzn. - Teraz już wiadomo, czemu Jean-Paul był odpowiedni.Drań, narkoman i alkoholik, ale książę... Tym razem Tammy westchnęła ciężko. - Isobelle nazywała Larę swoją księżniczką - powie¬działa, a w jej głosie pojawiła się gorycz. - Przez długie lata sama próbowała zdobyć taki tytuł. Dlatego zaszła w cią¬żę z moim ojcem, licząc na to, że się z nią ożeni. Nie ożenił się, więc okazałam się kompletnie chybioną inwestycją, nie¬ potrzebnie się wysilała... W rezultacie znienawidziła mnie. - Twoja matka cię nienawidzi? Tammy nie miała ochoty zagłębiać się w ten temat. - Isobelle wychodziła za mąż cztery razy, za czwartym udało się jej złapać ojca Lary, właśnie na ciążę. Dzięki temu zdobyła arystokratyczne nazwisko. Małżeństwo przetrwało całe półtora roku, rekord długości, jeśli chodzi o moją matkę. - I rozumiem, że twoja siostra się w nią wdała? - To nie tak. Słuchała jej, bo tylko tak mogła zdobyć uczucie matki. Dla Isobelle istniałyśmy jedynie wtedy, gdy dokładnie spełniałyśmy jej oczekiwania. Mark nie odrywał wzroku od jej twarzy. Zaczynał powoli rozumieć, przez co ta dziewczyna przeszła. Taktownie po¬wstrzymał się od jakichkolwiek komentarzy. Po chwili mil¬czenia Tammy znów zaczęła opowiadać: - Lara tak przywykła jej ulegać, że dała się wmanew¬rować w małżeństwo z Jeanem-Paulem, chociaż bała się go od samego początku. Nie starczyło jej charakteru, by sprze-ciwić się matce. Gdy Henry miał sześć miesięcy i przeby¬wali w Paryżu, odwiedziła ich Isobelle. Któregoś razu po¬szły obie na zakupy, a gdy Lara wróciła do domu, zastała męża kompletnie zaćpanego w towarzystwie jakichś koleż¬ków. Jeden z nich próbował podać narkotyki Henry'emu, a Jean-Paul uważał to za świetny dowcip! Dopiero wtedy Lara przejrzała na oczy. Dotarło do niej, że w końcu komuś może stać się krzywda. Zrozum, to nie była zła dziewczyna. Słaba, owszem, ale nie zła. - Wysłała więc Henry'ego do Australii? - Niedokładnie. Wysłała go do mnie. W przeszłości nieraz ratowałam jej skórę, zawsze mogła na mnie liczyć, nie¬zależnie od wszystkich nieporozumień między nami. Ale Isobelle wolała pozbyć się wnuka, zostawiając go w hotelu. http://www.cyklinowaniewarszawa.net.pl wprost: - Byłeś może kiedyś Poszukiwaczem szczęścia? To niewinne pytanie zrobiło niesamowite wrażenie na Pijaku. Spojrzał na Małego Księcia bardzo zaskoczony, jakby z lękiem, że Mały Książę potrafi czytać w jego myślach. Mały Książę tymczasem beztrosko zdjął z szyi swój szalik, starannie go złożył i położył obok siebie. Cały czas trzymał jednak Różę w dłoni. - Skąd wiesz.., że byłem... Poszukiwaczem Szczęścia?... - spytał Pijak takim głosem, jakby wypowiadanie każdego słowa sprawiało mu ogromną trudność. - Nie wiem, po prostu się pytam - odparł Mały Książę, beztrosko wzruszając ramionami i patrząc Pijakowi prosto w oczy. Pijak spuścił wzrok i przez chwilę milczał. - Byłem Poszukiwaczem szczęścia... Na swoje nieszczęście. Byłem głupi, ślepy i głuchy... - w miarę jak Pijak snuł swą opowieść, jego słowa były coraz płynniejsze i coraz mniej chropowate. - Straciłem wszystko przez egoizm, głupotę i chciwość. Zbyt późno zrozumiałem, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby żyć mądrze. Zawiodłem tych,
Bankier zniecierpliwiony machnął ręką - Mnie nie jest potrzebny każdy. Zaprzyjaźnię się jedynie z kimś, do kogo należą chmury. Słyszałem, że jest ktoś taki. - Dlaczego? - spytał zdziwiony Mały Książę. - Jak to dlaczego? Wreszcie mógłbym posiadać te gwiazdy, których wciąż z powodu chmur nie mogę dostrzec! - Bankier był bardzo zniecierpliwiony. Sprawdź i nie tak samotnie... - Badacz Łańcuchów nagle posmutniał. - Nie mam już Światła Księżyca... - Światła Księżyca?... - nie zrozumiał Mały Książę. - Tak nazywał się mój kwiat, który bardzo kochałem. To była lilia... Piękna jak światło księżyca... Dlatego tak ją nazwałem. Kiedyś zjawiła się na mojej planecie nie wiadomo skąd. Początkowo sądziłem, że to jakiś chwast i chciałem ją wyrzucić. Ale kiedy spojrzałem wokół i zobaczyłem, że jest ona jedną żywą wówczas zielenią na mojej planecie, pomyślałem sobie, iż w końcu w niczym mi ten chwast nie będzie przeszkadzał. Gdy zobaczyłem, że nie jest chwastem, lecz kwiatem, zacząłem o nią bardzo dbać. Wyrosła na piękny kwiat, piękny jak światło księżyca... Badacz Łańcuchów zamilkł na chwilę. Mały Książę był bardzo ciekaw, co się stało ze Światłem Księżyca i już zamierzało to zapytać, kiedy Badacz Łańcuchów sam podjął swą opowieść: - Pewnego dnia przyszedł do mnie pewien człowiek i poprosił, bym dał mu pracę. Uprzedziłem go, że praca będzie ciężka, lecz się nie zniechęcił. Muszę przyznać, że pracował wyjątkowo uczciwie i nigdy, jeśli chodzi o pracę, nie mogłem na niego narzekać. Niestety, dobrze wywiązywał się tylko z pracy... - Co się stało? - zapytał Mały Książę.